Hart Megan - Trzy oblicza pożądania, Książki PDF, Megan Hart

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Megan Hart
Trzy oblicza pożądania
Nigdy nie zdradziłam męża. Nie miałam też żadnych powodów, by podejrzewać,
że on mnie zdradził. A teraz zapraszaliśmy obcą osobę do naszego łóżka.
Musiałabym być stuknięta, żeby nie czuć niepokoju.
Pożądanie zwyciężyło nad zdrowym rozsądkiem. Zupełnie jak w przeszłości, gdy
moje ciało zignorowało rady umysłu i serca. Dojrzałam, ale nie zmądrzałam.
Stałam pomiędzy, ale jednocześnie ponad nimi, jak dama między dwoma królami.
Byli opanowani, choć gotowi zmienić to w każdej chwili, czekali tylko na moją
komendę. Nie byli podobni, ale w tej chwili całkowicie nierozróżnialni.
– Chodźcie – powiedziałam cicho, ale obaj mnie usłyszeli. Odwróciłam się na
pięcie i ruszyłam do sypialni, nie oglądając się za siebie. (…)
Podniosłam powoli ręce, ujęli moje dłonie i wtedy ich przyciągnęłam.
Poczułam na plecach ręce męża obok rąk Alexa. Nie byliśmy już trójkątem o
ostrych wierzchołkach, lecz tworzyliśmy krąg. Spleciony z ramion, nóg i złączony
wspólnym pragnieniem.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Światło i cień malowały linie jego sylwetki. Skradałam się do
łóżka na palcach, sunęłam powoli jak mgła. Niespiesznym ruchem,
kawałek po kawałku, ściągałam kołdrę, aż odkryłam jego ciało.
Uwielbiałam patrzeć, jak śpi. Ten widok mnie podniecał. Czasami
miałam ochotę uszczypnąć się, by sprawdzić, czy nie śnię. To naprawdę
mój mąż, mój dom i moje życie? Doskonałe życie... Czasami przytrafia
nam się jednak coś dobrego, tak jak teraz.
James poruszył się we śnie. Podkradłam się jeszcze bliżej
i stanęłam nad nim. Widok ciała, długich ramion i nóg, opalonej skóry
sprawił, że moje palce zaczęły drżeć, tak mocno pragnęłam go dotknąć.
Powstrzymałam się, by go nie obudzić i jeszcze przez chwilę napawać
się tym widokiem.
Gdy nie spał, nie potrafił leżeć bez ruchu. Tylko sen go rozluźniał,
zmiękczał, roztapiał... Kiedy spał, aż trudno było mi wierzyć, że jest
mój, ale za to łatwiej docierało do mnie, jak bardzo go kocham.
Och, dobrze odgrywałam rolę mężatki. Nosiłam obrączkę
i przedstawiałam się jako pani Kinney. Moje prawo jazdy i karty
kredytowe były wystawione na nazwisko po mężu. Małżeństwo było dla
mnie taką oczywistością, że nigdy nie wątpiłam w jego sens, szczególnie
gdy robiłam pranie, kupowałam jedzenie lub sprzątałam łazienkę, gdy
pakowałam Jamesowi lunch do pracy lub składałam skarpetki. Czułam
wtedy, że nasze małżeństwo jest trwałe i solidne niczym granit. Jednak
czasem, gdy obserwowałam go podczas snu, ta skała stawała się
wapieniem, łatwo kruszejącym pod wpływem wolno kapiących kropli
wątpliwości.
Słońce przebijało się między liśćmi za oknem, wpadało przez
szyby, oświetlając ciało jasnymi łatkami, które chciałam całować.
Padało na ciemniejsze punkty sutków, na solidny łuk żeber, miękki
dywanik włosów na brzuchu łączący się z gęstym puklem na łonie. Taki
zgrabny i szczupły. Miał w sobie ukrytą siłę. Wyglądał na chudego,
kruchego, ale pod skórą grały mocne mięśnie. Wielkie dłonie
o stwardniałej skórze, przywykłe do fizycznej pracy, sprawdzały się
świetnie również podczas zabaw w łóżku.
Interesowała mnie właśnie ta zabawa, dlatego pochyliłam się
i dmuchnęłam lekko ponad jego ustami. Był szybki jak błyskawica.
Momentalnie złapał mnie za ręce, połączył nadgarstki w jednej dłoni,
wciągnął do łóżka i położył się na mnie. Umościł się między udami.
Teraz dzielił nas tylko materiał cieniutkiego letniego szlafroka. Czułam,
jak twardnieje.
– Co robiłaś?
– Obserwowałam, jak śpisz.
Wyprostował moje ramiona nad głową, rozciągając mi ciało.
Trochę zabolało, ale dzięki temu przyjemność była jeszcze większa.
Wolną ręką powoli odsunął poły szlafroka i dotknął mojego nagiego
uda.
Koniuszkami palców przeczesywał kędziorki pomiędzy nogami.
– A dlaczego obserwowałaś, jak śpię?
– Bo to lubię – odparłam, zanim głębiej westchnęłam pod
wpływem jego nieustępliwych palców.
– Czy chcę wiedzieć, dlaczego lubisz obserwować mnie podczas
snu? – Uniósł koniuszki ust w ironicznym uśmiechu. Przyłożył do
mojego najczulszego punktu koniuszek palca, ale jeszcze nim nie
poruszał. – Anne?
Roześmiałam się.
– Nie. Prawdopodobnie nie.
– No właśnie.
Przysunął się, ale jeszcze mnie nie pocałował. Wyciągałam szyję,
by dosięgnąć jego ust, ale nadal były o jeden oddech dalej. Koniuszkiem
palca zaczął powoli zataczać kółeczka, wiedząc, że zaraz doprowadzi
mnie do szaleństwa. Czułam jego żar i twardość na udzie, ale dłonie
miałam uwięzione w uścisku jego ręki i mogłam jedynie szarpać nimi
w niemym proteście.
– Powiedz, co mam ci zrobić?
– Pocałuj mnie.
Oczy Jamesa były stworzone z błękitu letniego nieba, otoczone
ciemniejszym granatem. Ten kontrast był niezwykły. Mrużąc oczy,
opuścił ciemne rzęsy. Zwilżył wargi.
– Gdzie?
– Wszędzie... – Moja odpowiedź rozmyła się w westchnieniu,
zaczęłam pojękiwać z rozkoszy, gdy jego palec się poruszył.
– Tutaj?
– Tak.
– Poproś!
Na początku protestowałam, ale wiedziałam, że i tak zrobię, co
będzie chciał. Zawsze tak się kończyło. Zwykle chciałam właśnie tego,
co on chciał, żebym chciała. Pod tym względem byliśmy doskonale
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gdziejesc.keep.pl