Harris Robert -- Vaterland, E Książki także, Robert Harris
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ROBERT HARRIS
Vaterland
Przełożył
ANDRZEJ SZULC
2
Sto milionów butnych niemieckich panów miało zostać osiedlonych w Europie i obdarzonych
władzą opartą na monopolu cywilizacji technicznej oraz niewolniczej pracy zmniejszającej
się liczby tubylczej ludności — zaniedbanych, schorowanych, nie umiejących czytać
kretynów — po to, żeby mknąc swymi bezkresnymi Autobahnami mogli podziwiać domy
partii, muzea czynu zbrojnego, schroniska Kraft durch Freude i Planetarium, zbudowane
przez Hitlera w Linzu (jego nowym Hitleropolis). I by przebiegłszy truchtem przez miejscową
galerię obrazów, mogli zasiąść nad ciastkiem z kremem i po raz setny z rzędu wysłuchać
nagrania „Wesołej wdówki". Tak miało wyglądać Niemieckie Tysiąclecie, przed którym
nawet wyobraźnia nie oferowała dróg ucieczki.
HUGH TREVOR-ROPER
Umysł Adolfa Hitlera
Ludzie mówią mi czasem: „Uważaj! Nie pozbędziesz się partyzantki przez najbliższe
dwadzieścia lat!" Ta perspektywa sprawia mi wielką radość... Niemcy pozostaną dzięki temu
w stanie ciągłej gotowości.
ADOLF HITLER
29 sierpnia 1942
3
CZĘŚĆ PIERWSZA
WTOREK, 14 KWIETNIA 1964
Przysięgam Ci, Adolfie Hitlerze,
Führerze i Kanclerzu Rzeszy,
Że będę lojalny i odważny.
Ślubuję, że będę posłuszny aż do śmierci
Tobie i wyznaczonym przez Ciebie zwierzchnikom,
Tak mi dopomóż Bóg.
PRZYSIĘGA SS
4
l
Wiszące przez całą noc nisko nad Berlinem chmury bynajmniej nie ustąpiły z
nadejściem poranka. Nad powierzchnią Haweli unosiły się przypominające dym krople
deszczu.
Niebo i woda zlały się w jedną szarą płachtę; jej jedynym urozmaiceniem była ciemna
linia przeciwległego brzegu. Nic się tam nie poruszało. Nie widać było ani jednego światła.
Xavier March, inspektor wydziału zabójstw berlińskiej Kriminalpolizei — w skrócie
Kripo — wysiadł ze swego volkswagena i obrócił twarz w stronę padających kropli. Był
koneserem tego szczególnego rodzaju deszczu. Znał jego smak i zapach. To był bałtycki
deszcz, deszcz z północy, zimny, pachnący morzem i cierpki od soli. Na krótki moment cofnął
się myślami o dwadzieścia lat — wydawało mu się, że znowu stoi na wieży wymykającego
się w mrok ze zgaszonymi światłami z Wilhelmshaven U-Boota.
Spojrzał na zegarek. Minęła dopiero siódma.
Na poboczu drogi stały przed nim trzy inne samochody. Kierowcy dwóch pierwszych
drzemali w swoich fotelach. Trzeci należał do Ordnungspolizei — Orpo, jak nazywał ją każdy
Niemiec. W środku nie było nikogo. Przez otwarte okno dobiegał głośny szum radia,
przerywany co jakiś czas potokiem słów. Obracające się światło na dachu rzucało refleksy na
rosnÄ…cy przy drodze las: niebieski, czarny, niebieski, czarny, niebieski, czarny.
March rozejrzał się za gliniarzami z Orpo i zobaczył, że kryją się przed deszczem pod
stojącą przy brzegu jeziora brzozą. U ich stóp majaczyło coś bladego. Na leżącej nie opodal
kłodzie siedział młody człowiek w czarnym dresie, z wyszytymi na piersi insygniami SS.
Pochylony do przodu, opierał łokcie o kolana i krył twarz w dłoniach — uosobienie nędzy i
rozpaczy.
Inspektor zaciągnął się po raz ostatni papierosem i odrzucił go na bok. Niedopałek
zasyczał i zgasł na mokrej drodze.
Kiedy March się zbliżył, jeden z policjantów uniósł w górę ramię.
— Heil Hitler!
Mężczyzna zignorował pozdrowienie i ślizgając się po błocie, podszedł do brzegu, żeby
przyjrzeć się ciału.
Były to zwłoki starego tęgiego człowieka — zimne, pozbawione włosów i szokująco
białe. Z daleka przypominały na pół zatopiony alabastrowy posąg. Usmarowane błotem i
zanurzone częściowo w wodzie leżały na plecach z rozrzuconymi szeroko ramionami i
odchyloną do tyłu głową. Jedno oko było zamknięte, drugie zezowało ze smutkiem w stronę
zaciągniętego chmurami nieba.
— Wasze nazwisko, Unterwachtmeister? — zapytał cichym głosem March, nie
odrywając oczu od ciała.
— Ratka, Herr Sturmbannführer.
Obowiązująca w SS ranga Sturmbannführera odpowiadała z grubsza stopniowi majora
Wehrmachtu. Ratka, mimo że był zmęczony jak pies i zmoczony do suchej nitki, odnosił się
do niego z wielkim szacunkiem. March nie musiał na niego patrzeć, żeby wiedzieć, z jakiego
rodzaju człowiekiem ma do czynienia: trzy podania o przeniesienie do Kripo, wszystkie
odrzucone; obowiązkowa żona, która urodziła Führerowi futbolową drużynę bachorów;
dochód w wysokości dwustu marek miesięcznie. Życie, którego jedynym motorem była
nadzieja.
— Bardzo dobrze, Ratka — odezwał się ponownie cichym głosem. — O której godzinie
go odkryto?
— Mniej więcej godzinę temu, Herr Sturmbannführer. Kończyła się właśnie nasza
zmiana, patrolowaliśmy Nikolassee. Odebraliśmy telefon, absolutne pierwszeństwo. Byliśmy
tutaj w ciągu pięciu minut.
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]