Hemingway 49 opowiadań(1), książki e, Zestaw książek - literatura piękna, hemingway Ernest
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ERNEST HEMINGW49 OPOWIADA�Przedmowa autora\Pierwsze cztery opowiadania s� ostatnimi, jakie napisa�em. Dalsze na-st�puj� w takim porz�dku, w jakim zosta�y pierwotnie opublikowane.Pierwszym moim opowiadaniem by�o W Michigan, napisane w Pary�uw roku 1921. Ostatnim jest Stary cz�owiek przy mo�cie, przetelegrafowanyz Barcelony w kwietniu 1938.Opr�cz Pi�tej kolumny napisa�em Morderc�w, Dzisiaj jest pi�tek. Dzie-si�cioro Indian, cz�� S�o�ce te� wschodzi i jedn� trzeci� Mie� i nie mie�w Madrycie. Madryt by� zawsze dobrym miejscem do pracy. Tak samoPary�, a w ch�odnych miesi�cach Key West na Florydzie i rancho podCooke City w Montanie, Kansas City, Chicago, Toronto i Hawana naKubie.Niekt�re inne miejsca nie by�y takie dobre, ale mo�e to my nie byli�mytacy dobrzy, kiedy�my w nich przebywali.W tej ksi��ce s� r�ne rodzaje opowiada�. Mam nadziej�, �e znajdzie-cie takie, kt�re wam si� spodobaj�. Odczytuj�c je na nowo, widz�, �e pozatymi, co osi�gn�y pewien rozg�os � tak �e nauczyciele szkolni w��czaj�je do zbior�w opowiada�, kt�re musz� kupowa� ich uczniowie, co spra-wia, �e cz�owiek czyta je zawsze z lekkim zak�opotaniem i zastanawia si�,czy naprawd� je napisa�, czy mo�e gdzie� us�ysza� � najbardziej lubi�emKr�tkie szcz�liwe �ycie Franciszka Macombera, W innej krainie. Wzg�rzajak bia�e s�onie. Taki ju� nigdy nie b�dziesz. �niegi Kilimand�aro, Jasne,dobrze o�wietlone miejsce oraz opowiadanie pod tytu�em �wiat�o �ycia,kt�re nigdy nie podoba�o si� nikomu poza mn�. I jeszcze kilka innych.Bo gdyby si� ich nie lubi�o, nie da�oby si� ich publikowa�.� Copyright for the Polish edition byr.iiT-lwowy Instytut Wydawniczy. Warszawa 1964ISBN 83-06-01585-1Tom ten jest pe�nym polskim wydaniem Hemingwayowskiego zbioru opowiada� th/-First Forty-Nine Stories (49 opowiada�), z kt�rych cz�� ukaza�a si� pt. �niegiKilimand�aroi inne opowiadania (1958), a cz�� pt. Rogi byka (1962).Pod��aj�c tam, gdzie musimy pod��a�, robi�c to, co musimy robi�,i ogl�daj�c to, co musimy ogl�da�, st�piamy i wyszczerbiamy narz�dzie,kt�rym piszemy. Ale wol� je mie� powyginane i st�pione i czu�, �e musz�je znowu wyostrzy�, wyku� we w�a�ciwy kszta�t i przeci�gn�� po ose�ce �i wiedzie�, �e mam o czym pisa� � ni� �eby by�o pi�kne i b�yszcz�ce, a ja�ebym nie mia� nic do powiedzenia, albo �eby by�o g�adkie i dobrze na-oliwione w schowku, ale nie u�ywane.Teraz ju� trzeba wzi�� si� zn�w do ostrzenia. Chcia�bym po�y� dosta-tecznie d�ugo, aby napisa� jeszcze trzy powie�ci i dwadzie�cia pi�� opo-wiada�. Znam kilka wcale niez�ych.1938Ernest HemingwayKr�tkie szcz�liwe �ycieFranciszka MacomberaBy�a ju� pora obiadowa i wszyscy siedzieli pod podw�jnym, zielonymskrzyd�em namiotu-jadalni, udaj�c, �e nic si� nie sta�o.� Napijecie si� lemoniady czy soku z grejpfruta? � spyta� Macomber.� Ja prosz� whisky � odpar� Robert Wilson.� Ja te�. Musz� si� napi� czego� mocnego� powiedzia�a �ona Ma-combera.� My�l�, �e to b�dzie najlepsze� zgodzi� si� Macomber. � Niech panmu ka�e przygotowa� trzy whisky.Us�uguj�cy boy ju� si� do tego zabra�; wydoby� butelki z p��ciennychwork�w do ch�odzenia, kropli�cie zapoconych na powiewie, kt�ry prze-nika� mi�dzy drzewa ocieniaj�ce namioty.� Ile powinienem im da�? � spyta� Macomber.� Funt b�dzie a� nadto � powiedzia� Wilson. � Nie trzeba ich psu�.� Przewodnik to rozdzieli?� Oczywi�cie.Przed p� godzin� Franciszek Macomber przyby� w triumfie do swegonamiotu, niesiony od skraju obozowiska na r�kach i ramionach przezkucharza, boy�w, oprawiaczy i tragarzy. Nosiciele broni nie wzi�li udzia�uw tej manifestacji. Kiedy krajowcy postawili go na ziemi przed wej�ciemdo namiotu, u�cisn�� im wszystkim d�onie, przyj�� powinszowania, a po-tem wszed� do �rodka, siad� na ��ku i pozosta� tak, p�ki nie przysz�a jego�ona. Nie odezwa�a si� do niego, a on zaraz wyszed�, aby obmy� sobietwarz i r�ce w stoj�cej na zewn�trz przeno�nej umywalni, i zasiad� w wy-godnym p��ciennym fotelu, obok namiotu-jadalni, gdzie by� przewiewi cie�. � �. .', i,� No, ma paa swojego lwa �powiedzia� Robert Wilson. � I to do-skona�ego. , �, .;� �� , .,;;Pani Macomber rzuci�a szybkie spojrzenie Wilsonowi. By�a niezmiernieprzystojn�, wypiel�gnowan� kobiet�; uroda i pozycja towarzyska przy-nios�y jej przed pi�ciu laty pi�� tysi�cy dolar�w jako zap�at� za zgod� nafirmowanie � wraz z fotografi� � reklam pewnego kosmetyku, kt�regonigdy nie u�ywa�a. Od jedenastu lat by�a �on� Franciszka Macombera.� Dobry ten lew, prawda? � spyta� Macomber. Teraz �ona spojrza�ana niego. Spojrza�a na obu tych m�czyzn tak, jakby ich nigdy dot�d niewidzia�a.U�wiadomi�a sobie, �e jednemu z nich, Wilsonowi, zawodowemu my-�liwemu, nigdy dotychczas nie przypatrzy�a si� naprawd�. By� �redniegowzrostu, mia� jasnoblond w�osy, szczeciniasty w�s, bardzo rumian� twarzi nies�ychanie zimne, niebieskie oczy, a w ich k�cikach delikatne, bia�ezmarszczki, kt�re zwiera�y si� weso�o, gdy si� u�miecha�. U�miechn�� si�do niej w tej chwili, a ona przenios�a wzrok z jego twarzy na ramiona opa-daj�ce pod lu�n� bluz�, na kt�rej cztery du�e naboje tkwi�y w tulejkachtam, gdzie zwykle jest lewa g�rna kiesze� � potem na wielkie, ogorza�er�ce, stare spodnie i bardzo brudne buty i znowu na rumian� twarz. Przyj-rza�a si� miejscu, gdzie zapiek�a ogorza�o�� ko�czy�a si� bia�� lini�, zna-cz�c� kr�g pozostawiony na czole przez kapelusz, kt�ry teraz wisia� najednym z ko�k�w u pala podtrzymuj�cego namiot.� No, za tego lwa! � powiedzia� Robert Wilson.Znowu u�miechn�� si� do niej, a ona bez u�miechu spojrza�a badawczona m�a.Franciszek Macomber by� bardzo wysoki, �wietnie zbudowany, je�elinie bra� pod uwag� nadmiernie d�ugich ko�ci; ciemne w�osy nosi� kr�tkoprzystrzy�one, usta mia� raczej w�skie i uchodzi� za przystojnego. Ubra-ny by� w taki sam str�j do polowa� afryka�skich jak Wilson, tyle �e nowy;mia� lat trzydzie�ci pi��, utrzymywa� si� w doskona�ej formie, osi�gn��dobre wyniki w sportach, pobi� kilka rekord�w rybackich i w�a�nie do-piero co publicznie okaza� si� tch�rzem.� Za tego lwa � powiedzia�. � Nie wiem, jak panu dzi�kowa� za to,co pan zrobi�.Ma�gorzata, jego �ona, oderwa�a od niego wzrok i zn�w przyjrza�a si�Wilsonowi.� Nie m�wmy o lwie � powiedzia�a. ;Wilson spojrza� na ni� bez u�miechu i teraz ona u�miechn�a si� do niego.� Bardzo dziwny dzie� � ci�gn�a.'� Czy w po�udnie nie powinienpan mie� kapelusza na g�owie, nawet pod namiotem? Przecie� tak mniepan uczy�. " 'i� Mog� w�o�y� ��� powiedzia� Wilson.� Wie pan, �e pan jest bardzo czerwony na twarzy � powiedzia�ai u�miechn�a si�-znowu.� Od picia.� Chyba nie � powiedzia�a. � Franciszek du�o pije, a nigdy nie jestczerwony.� Dzi� jestem � spr�bowa� za�artowa� Macomber.� Nie � odpar�a"? Ma�gorzata. � To ja si� dzi� czerwieni�. Ale panWilson jest zawsze czerwony. /� Widocznie taka rasa � powiedzia� Wilson. � A mo�e by pani prze-sta�a m�wi� na temat mojej urody? /� Dopiero zacz�am. /� Dajmy z tym spok�j. /� Rozmowa b�dzie do�� trudna � powiedzia�a Ma�gorzata. /� Nie b�d� niem�dra, Margot � rzek� jej m��. /� Nie widz� trudno�ci � powiedzia� Wilson. � Przecie� mamy pierwszo-rz�dnego lwa. : /Ma�gorzata spojrza�a na nich, a oni zauwa�yli, �e-jest bliska p�aczu.Wilson od d�u�szego czasu czu�, �e si� na to zanosi, /i' obawia� si� tego.Macomberowi nie w g�owie by�y podobne obawy.� Ach, gdyby� to si� nie sta�o! Gdyby to si� nie sta�o! � wykrzykn�ai odbieg�a do swego namiotu. Niczym nie zdradzi�a si�, �e p�acze, ale obajwidzieli, jak jej ramiona drgaj� pod r�ow� przeciws�oneczn� koszul�.� Kobietom brak r�wnowagi � powiedzia� Wilson do Macombera. -�To nie ma znaczenia. Napi�te nerwy, i tak dalej.� Nie � odpowiedzia� Macomber. � My�l�, �e to>b�dzieju� na mnieci��y�o do ko�ca �ycia.� Bzdura. Golnijmy sobie tego pogromcy olbrzym�w � powiedzia�Wilson. � Zapomnij pan o tym. Nie ma si� czym przejmowa�. ;T-� Mo�na spr�bowa� � odpar� Macomber. � W ka�dym razie niezapomn� tego, co pan dla mnie zrobi�.� E tam � rzek� Wilson. � G�upstwo.Siedzieli w cieniu, w kt�rym rozbito ob�z pod roz�o�ystymi akacjami;w tyle by�o usiane g�azami urwisko, przed sob� mieli po�a� traw, zbiega-j�c� do kamienistego potoku, a dalej las. Popijali ch�odny trunek, uni-kaj�c nawzajem swojego wzroku, a tymczasem boyowie nakrywali st�do obiadu. Wilson wyczu�, �e ju� wiedz� wszystko, i kiedy spostrzeg�, �eboy Macombera, rozstawiaj�c talerze, �ypie ciekawie na swego pana,9warkn�� cos do niego w j�zyku suaheli. Ch�opiec odwr�ci� si� stropiony.� Co pan mu powiedzia�? � spyta� Macomber.� Nic. �eby si� rusza�, bo ka�� mu wlepi� z pi�tna�cie mocniejszych.� Czego? Bat�w?� To nie jest dozwolone � powiedzia� Wilson. � Powinno si� dawa�im kary pieni�ne.� Ci�gle jeszcze ich bijecie?� O, tak. Mogliby zrobi� chryj�, gdyby si� chcieli poskar�y�. Ale nieYhc�. Wol� to od grzywny.\� Dziwne � powiedzia� Macomber.\- W�a�ciwie nie � odpar� Wilson. � A co pan by wola�? Dosta� po-rz�dne r�zgi czy straci� zarobek? � Potem zrobi�o mu si� g�upio, �e zada�to pytanie, i nim Macomber zd��y� odpowiedzie�, rzek�:� Wie pan, ka�dy co dzie� dostaje ci�gi w taki czy inny spos�b.I to nie by�o bardziej udane. �Bo�e kochany, ale� ze mnie dyplomata" �pomy�la�. \� Tak, dostajemy ci�gi � powiedzia� Macomber, wci�� nie patrz�cna niego. � Okropnie mi przykro z powodu tego lwa. Ale to .chyba niemusi si� rozej��? To znaczy, nikt o tym si� nie dowie?� Chce pan zapyta�, czy opowiem o tym w klubie Mathaiga? � Wil-son spojrza� na niego zimno. Tego si� nie sp...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]