Hearn Lafcadio - Kwaidan. Opowieści niezwykłe(1), matma
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
LAFCADIO HEARN
KWAIDAN
OPOWIE
Ś
CI NIEZWYKŁE
PRZEKŁAD: JERZY A. RZEWUSKI
WYDAWNICTWO ŁÓDZKIE • ŁÓD
Ź
• 1984
OPOWIE
ŚĆ
O MIMI-NASHI-HOICHI
Za gór
ą
siedemset lat temu, pod Dan-no-ura w cie
ś
ninie Shimonoseki, stoczona została
bitwa kład
ą
ca kres długotrwałej rywalizacji pomi
ę
dzy Heikè, czyli rodem Taira, a Genji, czyli
rodem Minamoto. Heikè ponie
ś
li ostateczn
ą
kl
ę
sk
ę
, zgin
ę
li wraz z kobietami i dzie
ć
mi oraz
cesarzem infantem, wspominanym dzi
ś
jako Antoku-Tenno. Od siedmiuset lat morze i wy-
brze
ż
e s
ą
nawiedzone... Gdzie indziej opowiedziałem ju
ż
wam o znajdywanych tam przedzi-
wnych krabach, zwanych krabami Heikè, które maj
ą
ludzkie twarze na grzbietach, i o których
mówi si
ę
,
ż
e s
ą
duszami wojowników Heikè *. Lecz na tym wybrze
ż
u widzi si
ę
i słyszy wiele
innych, równie niezwykłych rzeczy. W ciemne noce tysi
ą
ce upiornych ogników unosi si
ę
nad
pla
żą
lub kr
ąż
y nad falami — to
Oni-bi
, „diabelskie ogniki” — a kiedy zrywa si
ę
wiatr, od
morza dobiegaj odgłosy pot
ęż
nej wrzawy, jakby bitewnego zgiełku.
W dawniejszych czasach Heikè byli nieporównanie bardziej dokuczliwi ni
ż
dzisiaj. Wy-
nurzali si
ę
wokół statków
ż
egluj
ą
cych noc
ą
i usiłowali je zatopi
ć
, stale czyhali na pływaków,
by poci
ą
gn
ąć
ich w gł
ę
bin
ę
. Aby udobrucha
ć
zmarłych, w Akamagaseki ** wzniesiona
została buddyjska
ś
wi
ą
tynia Amidaji, a w jej pobli
ż
u, tu
ż
obok pla
ż
y, powstał cmentarz, gdzie
postawiono pomniki opatrzone imionami utopionego cesarza i jego dostojnych wasali, a za
spokój ich dusz regularnie odprawiano buddyjskie nabo
ż
e
ń
stwa. Po wybudowaniu
ś
wi
ą
tyni i
ufundowaniu nagrobków, Heikè sprawiali mniej utrapie
ń
, ale dalej — od czasu do czasu —
przypominali o sobie dziwnymi czynami, zdradzaj
ą
c, i
ż
spokoju doskonałego nie zaznali.
Przed kilkoma stuleciami w Akamagaseki mieszkał niewidomy o imieniu Hoichi,
sławny z biegło
ś
ci w recytacji i grze na biwie ***. Od wczesnego dzieci
ń
stwa przyuczano go
do tej sztuki, a gdy jeszcze był młodym chłopcem, prze
ś
cign
ą
ł w niej swych nauczycieli. Jako
zawodowy
biwa-hoshi
zdobył rozgłos głównie dzi
ę
ki recytowaniu historii Heikè i Genji —
mówiło si
ę
,
ż
e kiedy
ś
piewał pie
śń
o bitwie pod Dan-no-ura „nawet upiory nie mogły po-
wstrzyma
ć
łez”.
W zaraniu swej kariery Hoichi był bardzo biedny, pozyskał jednak
ż
e przyja
źń
i wspa-
rcie bonzy Amidaji, który cenił poezj
ę
i muzyk
ę
, i cz
ę
sto zapraszał go do
ś
wi
ą
tyni, aby grał i
recytował. Pó
ź
niej, b
ę
d
ą
c pod wielkim wra
ż
eniem cudownego talentu chłopca, zaproponował,
by
ś
wi
ą
tynia stała mu si
ę
domem, a oferta z wdzi
ę
czno
ś
ci
ą
została przyj
ę
ta. Hoichiemu odda-
no do dyspozycji osobny pokój, w podzi
ę
ce za
ś
za wy
ż
ywienie i mieszkanie obowi
ą
zany był
w niektóre wieczory radowa
ć
bonz
ę
koncertem. Poza tym cieszył si
ę
pełn
ą
swobod
ą
.
Pewnej letniej nocy duchownego wezwano do odprawienia buddyjskich modłów w
domu zmarłego i udał si
ę
tam wraz ze swym pomocnikiem, pozostawiaj
ą
c Hoichiego samego
w
ś
wi
ą
tyni. Noc była gor
ą
ca i niewidomy szukał ochłody na werandzie sypialni. Wychodziła
ona na niewielki ogród na tyłach Amidaji. Tam Hoichi oczekiwał na powrót przyjaciela i
starał si
ę
zapomnie
ć
o samotno
ś
ci
ć
wicz
ą
c na biwie. Min
ę
ła północ, lecz bonza nie wracał, a
powietrze było wci
ąż
nazbyt rozgrzane, by mo
ż
na było znale
źć
wytchnienie po
ś
ród
ś
cian, to-
te
ż
chłopiec pozostał na werandzie. Wreszcie od strony tylnej furty dobiegł go odgłos zbli
ż
a-
j
ą
cych si
ę
kroków. Kto
ś
przeszedł przez ogród, podszedł do werandy i zatrzymał si
ę
dokła-
* Opis tych niezwykłych krabów znale
źć
mo
ż
na w mojej pracy
Kotto
.
** Inaczej: Shimonoseki. Miejscowo
ść
ta znana jest tak
ż
e jako Bakkan.
***
Biwa
— rodzaj czterostrunowej lutni — u
ż
ywana jest przewa
ż
nie do wykonywania muzyki
inauguruj
ą
cej
ś
piewy narracyjne. W dawniejszych czasach zawodowi minstrele, którzy recytowali
Heikè-
Monogatari
i inne tragiczne historie zwani byli
biwa-hoshi
, czyli „lutnikami-kapłanami”. Rodowód tego
okre
ś
lenia nie jest jasny, by
ć
mo
ż
e jednak wywodzi si
ę
st
ą
d, i
ż
„lutnicy-kapłani”, jak i niewidomi masa
ż
y
ś
ci,
golili głowy, tak jak buddyjscy kapłani. Na biwie gra si
ę
przy pomocy du
ż
ej kostki wykonanej zazwyczaj z rogu.
dnie na wprost niego — lecz nie był to kapłan. Gł
ę
boki głos wypowiedział imi
ę
niewidomego
— szorstko i bezceremonialnie, zwyczajem samurajów zwracaj
ą
cych si
ę
do ludzi ni
ż
szego
stanu:
— Hoichi!
Przez moment chłopiec był nazbyt zaskoczony, by odpowiednio zareagowa
ć
, i głos
ponownie wezwał go tonem surowego rozkazu:
— Hoichi!
—
Hai
— odpowiedział wreszcie przestraszony. — Jestem
ś
lepy! Nie widz
ę
, kto mnie
wzywa!
— Nie masz powodów do obaw — rzekł nieznajomy ju
ż
troch
ę
łagodniej. — Stoj
ę
obozem niedaleko tej
ś
wi
ą
tyni i wysłano mnie tutaj z misj
ą
. Mój obecny pan, osobisto
ść
nad-
zwyczaj wysokiej rangi, przebywa obecnie w Akamagaseki z wieloma szlachetnymi dworza-
nami. Jego
ż
yczeniem było ujrze
ć
sceneri
ę
zmaga
ń
pod Dan-no-ura i dzisiaj miejsce to
odwiedził. Usłyszawszy o twojej biegło
ś
ci w recytowaniu opowie
ś
ci o bitwie, zapragn
ą
ł j
ą
usłysze
ć
. We
ź
miesz wi
ę
c biw
ę
i natychmiast udasz si
ę
do domostwa, gdzie oczekuje na ciebie
ju
ż
dostojne zgromadzenie.
W owych czasach rozkaz samuraja nie mógł by
ć
bezkarnie zlekcewa
ż
ony. Hoichi zało-
ż
ył sandały, uj
ą
ł biw
ę
i pod
ąż
ył za nieznajomym, a ten zr
ę
cznie go prowadził, zmuszaj
ą
c
jednocze
ś
nie do szybkiego marszu. Stalowa była dło
ń
, która go wiodła, a szcz
ę
k, wtóruj
ą
cy
ka
ż
demu st
ą
pni
ę
ciu rycerza, wskazywał, i
ż
był on w pełnym rynsztunku bojowym — spra-
wiał wra
ż
enie pałacowego gwardzisty na słu
ż
bie. Pierwszy strach ju
ż
przemin
ą
ł i Hoichi za-
cz
ą
ł uwa
ż
a
ć
siebie za kogo
ś
, kogo spotkało wielkie szcz
ęś
cie, gdy
ż
— wspomniawszy wiado-
mo
ść
o „osobisto
ś
ci nadzwyczaj wysokiej ragi” — pomy
ś
lał,
ż
e dostojnik, który
ż
yczył sobie
usłysze
ć
jego recytacj
ę
, nie mógł by
ć
kim
ś
ni
ż
szym od
daimyo
* pierwszej klasy. Naraz jego
przewodnik zatrzymał si
ę
i Hoichi zdał sobie spraw
ę
,
ż
e znale
ź
li si
ę
przed wielk
ą
bram
ą
.
Zdziwił si
ę
, bowiem nie mógł przypomnie
ć
sobie, by w tej cz
ęś
ci miasta była jaka
ś
brama,
je
ś
li nie liczy
ć
głównych wrót Amidaji. ,,
Kai-mon!
” ** — zawołał samuraj i po chwili rozległ
si
ę
zgrzyt rygli. Ruszyli obaj naprzód, przemierzyli przestronny ogród i ponownie zatrzymali
si
ę
przed jakim
ś
wej
ś
ciem. Gwardzista obwie
ś
cił dono
ś
nym głosem: „Czcigodni zgromadze-
ni! Przyprowadziłem wam Hoichiego!” Natychmiast dały si
ę
słysze
ć
odgłosy poruszaj
ą
cych
si
ę
stóp, rozsuwanych ekranów, otwieranych drzwi przeciwdeszczowych i głosów rozmawia-
j
ą
cych z sob
ą
kobiet. Po ich mowie Hoichi poznał, i
ż
s
ą
one mieszkankami szlachetnego
domostwa, lecz nie był w stanie odgadn
ąć
, dok
ą
d go przyprowadzono. Nie pozostawiono mu
jednak zbyt wiele czasu na domysły. Pomógłszy mu pokona
ć
kilka kamiennych schodków —
na ostatnim polecono, by zdj
ą
ł sandały — kobieca dło
ń
powiodła go przez połacie wypolero-
wanych podłóg z desek, przez wsparte filarami zakola — nazbyt liczne, aby je wszystkie spa-
mi
ę
ta
ć
— przez zadziwiaj
ą
co rozległe przestrzenie wyło
ż
one matami — a
ż
na
ś
rodek olbrzy-
miej komnaty. Wyczuł tam obecno
ść
wielu dostojnych osób — dobiegaj
ą
cy go szelest jedwa-
biu podobny był szumowi li
ś
ci w lesie. Słyszał równie
ż
gwar przyciszonych rozmów, a j
ę
zyk,
którym si
ę
posługiwano, był j
ę
zykiem dworskim.
Polecono mu, by spocz
ą
ł na przygotowanej dla
ń
poduszce. Kiedy usadowił si
ę
wygo-
dnie i nastroił instrument, głos kobiety, w której odgadł
rojo
— matron
ę
sprawuj
ą
c
ą
nadzór
nad kobiec
ą
słu
ż
b
ą
— zwrócił si
ę
do niego takimi słowy:
—
Ż
yczeniem naszym jest, aby z akompaniamentem biwy wyrecytowana została
historia Heikè.
Ale recytacja cało
ś
ci wymagałaby kilku nocy, przeto Hoichi o
ś
mielił si
ę
zada
ć
pytanie:
— Jako
ż
e cało
ść
owej opowie
ś
ci wkrótce sko
ń
czona by
ć
nie mo
ż
e, któr
ą
jej cz
ęść
*
Dalmyo
— wielki feudał, ust
ę
puj
ą
cy sw
ą
pozycj
ą
jedynie shogunowi (przyp. red.).
** Zwrot grzeczno
ś
ciowy zawieraj
ą
cy pro
ś
b
ę
o otworzenie bram. U
ż
ywany był przez samurajów jako
zawołanie do stra
ż
ników pełni
ą
cych słu
ż
b
ę
przy bramie rezydencji dostojnika.
dostojni pragn
ą
teraz usłysze
ć
?
Głos kobiety odpowiedział:
— Recytuj opis bitwy pod Dan-no-ura, bowiem
ż
ało
ść
po niej jest szczególnie gł
ę
boka.
Wówczas Hoichi podniósł głos i za
ś
piewał pie
śń
o bitwie na morzu goryczy, w cudo-
wny sposób zmuszaj
ą
c biw
ę
, by brzmiała jak mozół wioseł i p
ę
d okr
ę
tów,
ś
wist i furkot
strzał, okrzyki i tupot m
ęż
czyzn, szcz
ę
k stali o hełmy, pogr
ąż
anie si
ę
zabitych w topieli. A z
lewej i prawej strony, w przerwach w recytacji, dobiegały go pochwalne szepty: „Có
ż
to za
wspaniały artysta! Nigdy w prowincji naszej nie słyszano podobnej gry! W całym cesarstwie
nie ma drugiego pie
ś
niarza równego Hoichiemu!” Nowe siły wst
ą
piły wtedy w niego i grał i
ś
piewał jeszcze lepiej, a wypełniona podziwem cisza pogł
ę
biła si
ę
wokół niego. Lecz kiedy
doszedł do momentu mówi
ą
cego o losie nadobnych i bezbronnych, o budz
ą
cej lito
ść
zagła-
dzie kobiet i dzieci, i o skoku Nii-no-Amy z cesarskim dzieci
ę
ciem w ramionach, wszyscy
słuchacze wydali jeden przeci
ą
gły, dreszczem przejmuj
ą
cy okrzyk rozpaczy, po czym łkali i
zawodzili tak dono
ś
nie i niepohamowanie,
ż
e przeraziła go gwałtowno
ść
ż
alu, którego był
przyczyn
ą
. Długo jeszcze szlochano i płakano. Lecz stopniowo lamenty ucichły i w gł
ę
bokiej
ciszy, jaka zapadła, Hoichi ponownie usłyszał głos kobiety, któr
ą
uprzednio uznał za
rojo
:
— Cho
ć
zapewniano nas,
ż
e jeste
ś
bardzo utalentowanym muzykiem, nie maj
ą
cym
równych sobie tak
ż
e w sztuce recytacji, nie przypuszczali
ś
my, aby kto
ś
mógł by
ć
tak zr
ę
czny,
jak dowiodłe
ś
tego dzisiejszej nocy. Nasz pan z zadowoleniem raczył o
ś
wiadczy
ć
, i
ż
zamie-
rza obdarzy
ć
ci
ę
hojnie. Pragnie jednak, by
ś
ś
piewał dla niego przez sze
ść
najbli
ż
szych nocy,
po którym to czasie prawdopodobnie uda si
ę
łaskawie w podró
ż
powrotn
ą
. Przeto jutrzejszej
nocy masz stawi
ć
si
ę
tu o tej samej godzinie — wysłany b
ę
dzie po ciebie dworzanin, który i
dzi
ś
ci
ę
przyprowadził... Jest jeszcze jedna rzecz, o jakiej polecono mi powiadomi
ć
ciebie.
Ż
yczymy sobie, aby
ś
z nikim nie rozmawiał o swoich tu wizytach w czasie, gdy pan nasz
łaskawie go
ś
ci w Akamagaseki. Poniewa
ż
podró
ż
uje incognito *
żą
da, aby
ż
adna wzmianka o
nim nie została uczyniona... A teraz mo
ż
esz ju
ż
wraca
ć
do
ś
wi
ą
tyni.
Kiedy Hoichi wypowiedział stosowne słowa podzi
ę
ki, kobieca dło
ń
pokierowała jego
krokami do wyj
ś
cia, gdzie oczekiwał na
ń
ten sam samuraj, który przedtem go tu przywiódł.
Towarzyszył mu a
ż
do werandy i tam po
ż
egnał.
Ś
witało ju
ż
prawie, kiedy powrócił, lecz nikt jego nieobecno
ś
ci w
ś
wi
ą
tyni nie zauwa-
ż
ył. Bonza przekonany był,
ż
e chłopiec w nocy spał. W ci
ą
gu dnia Hoichi mógł nieco wypo-
cz
ąć
, nie wspominał jednak ani słowem o swojej niezwykłej przygodzie. W
ś
rodku nast
ę
pnej
nocy samuraj znowu przyszedł po niego i zaprowadził przed dostojne zgromadzenie, a recyta-
cja spotkała si
ę
z takim samym uznaniem jak poprzednio. Ale tym razem jego znikni
ę
cie
zostało przypadkowo odkryte, i gdy zjawił si
ę
nad ranem, wezwano go przed oblicze kapłana,
który odezwał si
ę
tonem łagodnej wymówki:
— Bardzo niepokoili
ś
my si
ę
o ciebie, przyjacielu Hoichi. Niebezpiecznie jest oddala
ć
si
ę
o tak pó
ź
nej godzinie, b
ę
d
ą
c
ś
lepym i samotnym. Dlaczego wyszedłe
ś
nic nam o tym nie
mówi
ą
c? Mógłbym nakaza
ć
słu
żą
cym, by ci towarzyszyli. A gdzie byłe
ś
?
— Wybacz mi, dobry przyjacielu. Musiałem zaj
ąć
si
ę
pewn
ą
prywatn
ą
spraw
ą
i nie
mogłem uczyni
ć
tego o innej godzinie — odpowiedział wykr
ę
tnie chłopiec.
Duchowny był bardziej zaskoczonym ni
ż
ura
ż
onym pow
ś
ci
ą
gliwo
ś
ci
ą
Hoichiego. Czuł,
ż
e kryje si
ę
za ni
ą
co
ś
nadprzyrodzonego i podejrzewał jakie
ś
nieszcz
ęś
cie. Obawiał si
ę
,
ż
e
niewidomy jest zauroczony, b
ą
d
ź
podst
ę
pnie omotany przez złe duchy. Nie wypytywał go
jednak dłu
ż
ej, lecz w tajemnicy rozkazał słu
żą
cym, by baczyli na niego i poszli za nim, gdyby
znowu chciał opu
ś
ci
ć
ś
wi
ą
tyni
ę
po zapadni
ę
ciu zmroku.
Ju
ż
nast
ę
pnej nocy ujrzano, jak Hoichi wymyka si
ę
, i słu
żą
cy, zapaliwszy latarni
ę
, na-
tychmiast pod
ąż
yli jego
ś
ladem. Ale owa noc była deszczowa i bardzo ciemna i zanim zdołali
* W oryginale: „odbywa dostojn
ą
podró
ż
w przebraniu” (
shinobi no go-ryoko
).
dotrze
ć
do drogi, chłopiec znikn
ą
ł. Bez w
ą
tpienia kroczył bardzo szybko — dziwna rzecz,
zwa
ż
ywszy na jego upo
ś
ledzenie, zwłaszcza,
ż
e droga była w bardzo złym stanie. M
ęż
czy
ź
ni
ś
piesznie przemierzali ulice, rozpytuj
ą
c we wszystkich domach, w których Hoichi zwykł by-
wa
ć
, lecz nikt nie był w stanie udzieli
ć
o nim
ż
adnej informacji. A
ż
nagle, gdy wracali ju
ż
do
ś
wi
ą
tyni
ś
cie
ż
k
ą
prowadz
ą
c
ą
wzdłu
ż
wybrze
ż
a, usłyszeli d
ź
wi
ę
ki pełnej furii gry na biwie,
dobiegaj
ą
ce od strony cmentarza Amidaji. Zdumieli si
ę
, bowiem, je
ś
li nie liczy
ć
upiornych
ogników, jakie zawsze unosz
ą
si
ę
nad tym miejscem w ciemne noce, panowała tam nieprze-
nikniona czer
ń
. Po
ś
pieszyli jednak bez wahania i w
ś
wietle latarni ujrzeli Hoichiego siedz
ą
-
cego samotnie na deszczu przed pami
ą
tkowym nagrobkiem Antoku-Tenno, uderzaj
ą
cego w
struny biwy i recytuj
ą
cego pełnym głosem pie
śń
o bitwie pod Dan-no-ura. A za nim i wokół
niego, i wsz
ę
dzie ponad nagrobkiem, paliły si
ę
ognie zmarłych, podobne płomykom
ś
wiec.
Nigdy dot
ą
d oczom
ś
miertelnego człowieka nie był dany widok tak olbrzymiego zast
ę
pu
Oni-
bi
...
— Hoichi San! Hoichi San! — wykrzykn
ę
li. — Jeste
ś
zauroczony!... Hoichi San!
Ale niewidomy nie słyszał wołania. Z wielk
ą
moc
ą
wydobywał z biwy brz
ę
k, dzwonie-
nie i szcz
ę
k, coraz zapami
ę
tałej
ś
piewaj
ą
c pie
śń
o bitwie pod Dan-no-ura. Słudzy schwycili
go, krzycz
ą
c mu do ucha:
— Hoichi San! Hoichi San! Chod
ź
z nami natychmiast do domu!
— Przerywanie mi w podobny sposób przed tym dostojnym zgromadzeniem nie ujdzie
wam bezkarnie — odezwał si
ę
do nich Hoichi tonem nagany.
Nie zwa
ż
aj
ą
c na niesamowito
ść
sytuacji, m
ęż
czy
ź
ni wybuchn
ę
li
ś
miechem. Z pewno-
ś
ci
ą
chłopak był zauroczony. Uj
ę
li go pod ramiona, postawili na nogi i nie szcz
ę
dz
ą
c sił po-
ś
piesznie zaprowadzili do
ś
wi
ą
tyni, gdzie na polecenie bonzy zdj
ę
to ze
ń
przemoczone odzie-
nie, przebrano i zmuszono do posilenia si
ę
i ugaszenia pragnienia. Nast
ę
pnie duchowny
stanowczo domagał si
ę
pełnego wyja
ś
nienia powodów dziwnego post
ę
powania przyjaciela.
Hoichi długo zwlekał, lecz w ko
ń
cu, widz
ą
c
ż
e jego zachowanie doprawdy zaniepo-
koiło i rozgniewało dobrego kapłana, postanowił przełama
ć
sw
ą
pow
ś
ci
ą
gliwo
ść
i opowie-
dział o wszystkim, co wydarzyło si
ę
od chwili pojawienia si
ę
samuraja.
— Hoichi, mój biedny przyjacielu — rzekł bonza — znalazłe
ś
si
ę
w
ś
miertelnym
niebezpiecze
ń
stwie! Jak
ż
e
ź
le si
ę
stało,
ż
e nie opowiedziałe
ś
mi o tym wszystkim wcze
ś
niej!
Twój wspaniały talent doprawdy wp
ę
dził ci
ę
w niezwyczajne tarapaty. Musisz ju
ż
zdawa
ć
sobie spraw
ę
,
ż
e nie przebywałe
ś
na
ż
adnym dworze, ale sp
ę
dzałe
ś
noce na cmentarzu, po-
ś
ród grobów Heikè, i wła
ś
nie przed pami
ą
tkowym pomnikiem Antoku Tenno, siedz
ą
cego na
deszczu, znale
ź
li ci
ę
dzi
ś
nasi słu
żą
cy. Wszystko, co zdawało si
ę
ciebie otacza
ć
, było iluzj
ą
— z wyj
ą
tkiem wezwania zmarłych. Posłuchawszy ich raz, oddałe
ś
si
ę
w ich moc. Je
ś
li za
ś
po tym, co si
ę
ju
ż
zdarzyło, znowu pójdziesz za wezwaniem, rozerw
ą
ci
ę
na strz
ę
py. Zreszt
ą
,
pr
ę
dzej czy pó
ź
niej, i tak by ci
ę
zgładzili... Nie b
ę
d
ę
mógł zosta
ć
tu z tob
ą
dzisiejszej nocy —
poproszono mnie o odprawienie nabo
ż
e
ń
stwa. Lecz zanim odejd
ę
, sprawi
ę
, aby ciało twe
chroniły napisane na nim
ś
wi
ę
te teksty.
Przed zachodem sło
ń
ca bonza wraz ze swym pomocnikiem obna
ż
yli Hoichiego i kali-
grafuj
ą
c p
ę
dzelkami pokryli jego pier
ś
i plecy, ko
ń
czyny, r
ę
ce i stopy — nawet podeszwy
stóp i wszystkie inne cz
ęś
ci ciała — tekstem
ś
wi
ę
tej sutry
Hannya-Shin-Kyo
*. Gdy praca
* Tak
ą
nazw
ę
w j
ę
zyku japo
ń
skim nosi mała
Pragna-Paramita-Hridaya-Sutra
. Obie, mała i du
ż
a sutry
Pragna-Paramita
(
Transcendentna M
ą
dro
ść
) zostały przetłumaczone na j
ę
zyk angielski przez nie
ż
yj
ą
cego ju
ż
profesora Maxa Müllera i mieszcz
ą
si
ę
w woluminie XLIX dzieła
Sacred Books of the East
(
Buddhist Mahayana
Sutras
). Odno
ś
nie magicznego u
ż
ywania tekstu, jak w opowiadaniu, warto nadmieni
ć
,
ż
e jego tematem jest
Doktryna o Pustce Form, tzn. nierealny charakter wszystkich fenomenów i numenów: „Forma jest pustk
ą
, a
pustka jest form
ą
. Pustka nie ró
ż
ni si
ę
od formy, a forma nie ró
ż
ni si
ę
od pustki. To, co jest form
ą
, jest pustk
ą
.
To, co jest pustk
ą
, jest form
ą
... Postrzeganie, imi
ę
, rozum i wiedza s
ą
tak
ż
e pustk
ą
... Nie ma oka, ucha, nosa,
j
ę
zyka, ciała i mózgu... Lecz kiedy owa powłoka
ś
wiadomo
ś
ci ulega unicestwieniu, wtedy on (szukaj
ą
cy) staje
si
ę
wolnym od strachu i wznosz
ą
c si
ę
ponad zmienno
ść
, radowa
ć
si
ę
mo
ż
e ostateczn
ą
Nirwan
ą
”.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]