Hand Cynthia - Nieziemska01 - Nieziemska,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Hand Cynthia
Nieziemska
Clara Gardner niedawno się dowiedziała, że w jej żyłach płynie krew anioła. To znaczy nie tylko, że
jest zdolniejsza, silniejsza i szybsza od innych, ale że ma cel, że po coś została zesłana na ziemię.
Tylko po co?
Na jawie i w snach zaczynają ją dręczyć wizje: płonący las i piękny chłopiec. Kiedy spotyka Christiana,
nieznajomego ze swoich snów, wszystko zaczyna się układać – a równocześnie staje się niejasne. Bo
jest jeszcze jeden chłopak, Tucker, który porusza mniej anielską stronę jej natury...
Clara usiłuje odkryć swoją drogę w świecie, którego nagle nie rozumie, ale zmierzy się z niewidzialnym
niebezpieczeństwem i wyborami, jakich nie przeczuwała – pomiędzy prawdą a kłamstwem, miłością a
obowiązkiem, dobrem a złem. Lecz kiedy wreszcie wybuchnie ogień z jej wizji, czy będzie gotowa
zmierzyć się ze swoim przeznaczeniem?
A w owych czasach byli na ziemi giganci [nefilimy];
a także później, gdy synowie Boga zbliżali się do córek człowieczych,
te im rodziły.
Byli to więc owi mocarze mający sławę w owych dawnych czasach.
(Księga Rodzaju 6,4)
Prolog
Na początku jest chłopak, który stoi wśród drzew. Mniej więcej w moim wieku, już nie dziecko, ale
jeszcze nie mężczyzna, ma może siedemnaście lat. Nie jestem pewna, skąd to wiem. Widzę tylko tył
jego głowy, wilgotne ciemne włosy kręcą mu się na karku. Palące słońce wysysa soki ze wszystkiego,
co żyje. Niebo na wschodzie ma dziwną pomarańczową barwę. Czuć gryzący zapach dymu. Przez
chwilę przepełnia mnie tak przytłaczający żal, że aż trudno oddychać. Nie wiem dlaczego. Robię krok
w stronę chłopaka i otwieram usta, żeby go zawołać, ale nie znam jego imienia. Ziemia chrzęści mi
pod stopami. Usłyszał. Zaczyna się odwracać. Jeszcze chwila, a zobaczę jego twarz.
I wtedy wizja się rozmywa. Mrugam i już jej nie ma.
1 .
M o j e
zadanie
Za
pierwszym razem, szóstego grudnia dla ścisłości, budzę się o drugiej w nocy, czując mrowienie w
głowie; tak jakby maleńkie świetliki tańczyły mi pod powiekami. W powietrzu rozchodzi się zapach
dymu. Wstaję i zaczynam wędrować od pokoju do pokoju, żeby się upewnić, że żadna część domu nie
stoi w płomieniach. Nic się nie dzieje, wszyscy śpią, jest spokojnie. To zresztą raczej zapach dymu z
ogniska, gryzący i leśny. Kolejna dziwna rzecz w moim dalekim od normalności życiu. Próbuję
zasnąć, ale nie mogę. Schodzę na dół. Piję wodę przy zlewie w kuchni, kiedy nagle, bez ostrzeżenia,
znajduję się w samym środku płonącego lasu. To nie sen. Po prostu fizycznie jestem w lesie. Niedługo,
minęło może trzydzieści sekund, i znów stoję w kuchni, w kałuży wody, bo szklanka wypadła mi z
rÄ…k.
Natychmiast biegnę obudzić mamę. Siadam w nogach łóżka i staram się oddychać spokojnie, kiedy
relacjonuję jej wszystkie szczegóły wizji. Nie ma tego wiele, tak naprawdę tylko ogień i ten chłopak.
- Za dużo naraz mogłoby być trudne do zniesienia -mówi. - Dlatego będzie to do ciebie docierało
właśnie w ten sposób, po kawałku.
- Ty też tak miałaś? Też dostawałaś swoje zadanie po kawałku?
- Większość tak ma - mówi mama, unikając odpowiedzi na pytanie.
Nie opowie mi o swoim zadaniu. To jeden z zakazanych tematów. Wkurza mnie, bo przecież jesteśmy
blisko, zawsze byłyśmy blisko, a tymczasem ogromna część jej życia wciąż jest dla mnie zagadką.
- Opowiedz mi o drzewach - prosi. - Jak wyglądały?
- Zdaje się, że to sosny. Miały igły, nie liście.
W zamyśleniu kiwa głową, jakby to była ważna wskazówka. Ja natomiast wcale nie myślę o
drzewach. Myślę o chłopaku.
- Szkoda, że nie widziałam jego twarzy.
- Zobaczysz.
- Ciekawe, czy mam go chronić.
Podoba mi się pomysł, że miałabym go uratować. Każdy anielita ma cel w życiu, swoje zadanie,
chociaż każdy innego rodzaju - niektórzy są posłańcami, inni świadkami, jedni mają pocieszać, inni po
prostu sprawić, żeby coś się wydarzyło. Ale stróż ładnie brzmi. Wyjątkowo anielsko.
- Nie mogę uwierzyć, że jesteś już na tyle duża, żeby mieć własne zadanie - mówi mama, wzdychając.
-CzujÄ™ siÄ™ przez to staro.
- Przecież jesteś stara.
Trudno jej się z tym nie zgodzić, ma w końcu ponad sto lat, nawet jeśli nie wygląda na więcej niż
czterdzieści. Ja natomiast czuję się dokładnie tym, kim jestem: całkowicie zieloną (nawet jeśli
niezupełnie zwyczajną) szesnastolatką, która rano musi iść do szkoły. W tej chwili wcale nie mam
wrażenia, jakby w moich żyłach płynęła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]