Haszek. [Przygody dobrego wojaka Szwejka]. (tom 1 i 2), EBooki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Państwowy InstytutWydawniczyWarszawa1983PrzełożyłPaweł Hulka-LaskowskiTom I i IIJ,Tytut oryginatu ezeskiego WSTFPŽOSUDY DOBREHO VOJAKA SVEJKAZA SVETOWE VALKY@@Okładkę i strony tytułowe projektowałJan NiksińskiWielkie czasy wymagajš wielkich ludzi. Istniejš bohaterowieniezna-ni, skromni, bez sławy i historii Napoleona. Analiza ichcharakteruzaćmiłaby jednak sławę nawet Aleksandra Macedońskiego. Dzisiaj naulicach praskich możecie spotkać steranego życiem człowieka, którysamnawet nie wie, jakie znaczenie ma w historii nawych wielkichczasów. Idziesobie skromnie swojš drogš, nikomu się nie naprzykrza i jemu też nienaprzykrzajš się dziennikarze, którzy domagaliby się od niegowywiadu.Gdybycie go zapytali, jak się nazywa, odpowiedziałby wamskromniutkoi prosto: "Jestem Szwejk."Otóż ten cichy, skromny człowiek jest naprawdę tym starym, poczciwymwojakiem Szwejkiem, mężnym i statecznym, który niegdy za czasówAustrii był na ustach wszystkich obywateli królestwa czeskiego, aktóregosława nie zaganie nawet w republice.Bardzo kocham zacnego wojaka Szwejka i opisujšc jego losy czasuwojny wiatowej, mam nadzieję, że wy wszyscy będziecie sympatyzowaliz tym skromnyiń, nieznanym bohaterem. On nie podpalił wištyniboginiw Efezie, jak to uczynił ten cymbał Herostrates, aby się dostać dogazeti do czytanek szkolnych.To wiele.AUTORISBN 83-06-00334-9Tom pierwszySZWEJK NA TYŁACI-~IJAK i~013RY WOJAK S'I_.W'E:JK WKROCZ.YŁNA W1DOWNli~:. WOJNY WIATOWEJ-- A 10 n8171 Zilhlll Ferdynand<: rzekla posługaczka do panaSzwejka, który opuciwszy przed laty slużbę w wojsku, gdyostatecznieprzez lekarskš komisję wojskow~ uznany został za idiotę, utrzymywałsię zhandlu psami, pokracznymi, nierasowymi kundlami, których rodowodyi fałszował.Prócz tego zajęcia dotknięty byl rcumatyzmem i wlanie nacicrałsobie .kolana opodeldokiem.- Ktcirego Ferdynanda, pani Miilleromi' zapytal Szwejk nieprzestajšc masować kolan. Ja znam dwóch Ferdyn~tndbw: jeden jestposługaczem u drogisty Pruszy i prrez pomyłkę wypił tam razu pewnegojakie smarowanie na porost wlosów, a potem znam jeszczeh~erdynandaKokoszkę, tego, co zbiera psie gówienka. Obu nie ma co żałować.Ależ, proszę pana, pana arcyksięca Ferdynanda, tego z Kc~nopisztu,tego tłustego, pobożnego.; Jezus Maria! --- zawołał Szwejk. A to dobre! A gdzie też to siępanu arcyksięciu przytra(iło`'- Kropnęli go w Sarajewie, proszę pana, z rewolweru, wie pan.Jechałtam ze swojš arcyksiężnš w automobilu.- Patrzcie państwo, moja pani Mullerowo, w automobilu. Jucić, takiparr może sobie na to pozwolić i nawet nie pomyli. jak taka jazdaautomobilem może się skończyć nieszczęliwie. 1 jeszcze do tego wSarajewie, to jest w Boni, pani Mullerowo. To na pewno zrobiliTurcy.Nie trza im było tej Boni i Hercegowiny zabierać. Tak to, tak.paniMullero.wo. Więc pan arcyksišżę już na sšdzie boskim. Diugo też sięmęczył'.'i -- Pan arcyksišżę był od razu trup, proszę pana. Sam pan wie, że zrewołwerem nie ma szpasów. Niedawno temu w naszej dzielnicy wNuslachteż się jeden bawił rewolwerem i powystrzelał caiš rocizinę, a nawetstróża,który poszedł zobaczyć, kto też tam strzeła na trzecim piętrze.Niektóry rewolwer, pani Mullerowo, nie wystrzeli, choćby się człekskręcił. Takich systemów jest dużo. Ale na pana arcyksięcia kupilisobiez pewnociš taki z tych lepszych. No i założyłbym się z paniš, paniyMiillerowo, że ten człowiek, co mu to zrobił, był odwiętnie ubrany.Miarkuje pani sama, że strzelanie do arcyksięcia to robota bardzotrudna,to nie to samo, jak kłusownik strzela do gajowego. Tutaj chodzio to, jaksiE du nicgo dobruć; na tukiego pnna nie~można się wybierać wjakichszmatach. Musisz, bratku, ić w cylindrze, żeby cię przedtem niecapnšł~policjant.--- Podobno więcej ich tam bXło, proszę pana.Ma się wiedzieć, pani Miilłerowo ---- rzekł Szwejk kończšc nacieraniekolana. - Jakby pani chciała zastrzelić arcyksięcia albo panacesarza, tobysię pani na pewno z kim naradriła. Co głowa, to rozum. Ten doradzito,tamten owo i w ten sposób zbożne dzieło się powiedzie, jak o tympiewamy w naszym hymnie państwowym. Główna rzecz obliczyć sobiedokładnie, kiedy taki pan będzie przechodził. Tak samo, jak ten panLuccheni, jeli pani jeszcze pamięta, co to poszedł z naszšnieboszczkšElżbietš na spacer i przokluł jš pilnikiem. I wierz tu komu! Odtego czasużadna cesarzowa nie wychodzi na spacery. A to sdmo czeka jeszczewieleosób. Zobaczy pani Miillerowa, że się jeszcze dobiorš i do cara, idocarowej, a nie daj Boże i do naszego pana cesarza, kiedy takobcesowowzięli się do jego stryjaszka. Nasz starszy pan ma sporonieprzyjaciół.Jesżcze więcej niż ten Fea'~dynand. Niedawno temu mówił jeden pan wpi-wiarni, że nastanie taki czas, że cesarze będš padali jeden podrugim i żenawet sam pan prokurator nic im nie poradzi. A potem nie miałczymzaplacić i gospodarz musial go kazuć aresztować. A ten go trzask wpysk,a policjanta dwa razy. ()dwieli go potem w plecionce, żebywytrzewiai.fak, tak, pani Miillerowo, takie to czasy. Ano dla Ausrtriiznowu strata toniemała. Ja'kem służył w wojsku, to jeden piechur zastrzelił tdmkapitana.Nabił flintę i wlazł do kancelarii. Powiedzieli mu tam, żeby sobieposzedł,bo w kancelarii nie jego mięjsce, a on wcišż swoje, że musi sięrozmówićz panem kapitanem. Kapitan przyszedł i zaraz mu wlepiłkoszarniaka.A ten wzišł karabin i kropnšł gu prosto w serce. Kula przeleciałapanukapitanowi przez plecy i jeszcze narobiła szkody w kancelarii.Rozbiłabutelkę z atramentem, a ten atrament rozlał się po urzędowychaktach.- A co się stało z tym żołnierzem? - zapytała po chwili paniMullerowa, gdy Szwejk się ubierał.- Powiesił się na szelkach - rzekł Szwejk czyszczšc melonik. - A teszelki nie były jego własnociš. Musiał je sobie pożyczyć od strażnika,żeriiby to mu opadały spodnie. A co? Miał może czekać, aż gorozstrzelajš?Nietrudno zmiarkować, moja pani Mullerowo, że w takich razachcrłowieku~i się we łbie mšci. Strażnika za to zdegradowali i dali muszećmiesięcy. Ale nie siedział. Uciekł do Szwajcarii i dzisiaj jesttam ponoćkaznodziejš jakiego kocioła. Mało dzi dobrych ludzi, paniMiillerowo.Wyobrażam sobie, że i pan arcyksišżę F'erdynand w miecie Sarajewieteżsię gru6o zawiódł na tym człowieku, co do niego strzelił. Widziałjakiegopana i pomylał sobie: "Jaki porzšdny człowiek, kiedy wiwatuje namojšczeć." A tymczasem ten pan trach! do niego. Kropnšł go raz czy parę,razy'?- W gazetach piszš, proszę pana, że pan arcyksišżę był podziurawionyjak sito. Wystrzelił do niego wszystkie naboje.- To idzie bardzo szybko, pani Mullerowo, strasznie szybko. Jabymsobie na co takiego kupił browning. Wyglšda to jak cacko, ale tymcackiem można przez dwie minuty powystrzelać dwudziestu arcyksišżšt,chudych albo tłustych. Chociaż, między nami mówišc, pani Miillerowo,dotłustego arcyksięcia tratić daleko łatwiej niż do chudego. Pamiętapani, jakto wtedy w Portugalii ustrzelili sobie tego swego króla'.' Też byłtaki tłusty.Wiadomo, że król nie będzie chudeusz. Teraz idę do gospody "Pod Kie-lichem", a jakby tu kto przyszedł po tego ratlerka, com za.niego wzišłzaliczkę, to trzeba powiedzieć, że mam go w swojej psiarni naprowincji, żemu niedawno przycišłem uszy i że teraz nie można go przewozić, póki musię uszy nie zagojš, eby mu się nie zaziębily. Klucz pani zosluwi ustróżki.W gospodzie "Pod Kielichem" siedział tylko jeden goć. Był towywiadowca Bretschneider, będšcy na slużbie policji państwowej.Gospo-darz Palivec zmywał podstawki, a Bretschneider daremnie usiiowałwycišgnšć s!o n;i ł,m~-ain;m,imowę.Palivec był znany grubianin i co drugie jego słowo było "dupa"albo "gów-no". Ale jednoczenie był oczytany i zalecał każdemu, aby sobieprzeczytał,co o tym drugim pczedmiocie napisał Wiktor Hugo, prrytaczajšcostatniš odpo-wied napoleońskiej starej gwardii, danš Anglikom w bitwie podWaterloo.- Ładne mamy lato - rozpoczšł Bretschneider swojš poważnšrozmowę. -- Wszystko to gówno warte - odpowiedział Palivec układajšcpodstawki w kredensie.- A to nam nawarzyli piwa w tym Sarajewie - ozwał sięBretschneidertracšc nadzieję.- W jakim Sarajewie? - zapytał Palivec. - W nuselskiej winiarni?Tam się co dzień za łby wodzš. Wiadomo, przedmiecie.10- W boniackim Sarajewie, panie gospodarzu. Zastrzelili tam panaarcyksięcia Ferdynanda. Co pan na to powie? ~- Ja się do takich rzeczy nie mieszam, z tym niech mnie każdypocałujew dupę - grzecznie odpowiedział Palivec zapalajšc fajkę. - Do takićhrzeczy mieszać się nie warto, bo można grubo oberwać. Mam swójhandelek, i tyle. Gdy kto przychodzi i każe sobie podać piwa, tomupodam. Ale jakie tam Sarajewy, polityka albo nieboszezyk panarcyksišżęto nie dla nas, bo można się dostać za kraty na Pankrac.Bretschneider zamilkł i pełen rozczarowania rozglšdał się po pustymszynku.-- Tutaj wisiał niegdy obraz najjaniejszego pana - ozwał się znów pochwili - akurat tam, gdzie teraz wisi lustro.- A tak, ma pan rację - odpowiedział Palivec - wisiał tam, aleobsrywały go muchy, więc zaniosłem go na strych. Wiadomo, jak tobywa.Jeszcze by kto zrobii głupiš uwagę i miałby człowiek kram. Potrzebnemito?- Ale w tym Sarajewie stała się rzecz paskudna, prawda, paniegospodarzu?Na to pozornie proste, ale podstępne pytanie odpowiedział Palivecriiezwykle ostrożnie:-- O tej porze bywa w Boni i Hercegowinie strasznie goršco.,/akemtam służył w wojsku, to naszemu oberlejtnantowi musieli na g...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]