Hart Jessica - Angielska narzeczona(1), Różne e- booki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jessica Hart
Angielska narzeczona
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Mallory cię zostawiła? - spytał zaskoczony Josh.
- Zabawne, prawda? - Gib skrzywił się, wzruszył
ramionami i poprawił zapięcia plecaka. - Zwykle bywa
odwrotnie.
- Przykro mi to słyszeć. Nawet ją lubiłem. Wydawało się,
że doskonale wam się układa.
- Też tak myślałem - burknął Gib. - Mallory to wspaniała
kobieta, piękna, mądra i niezależna... Sądziłem, że z nią
będzie inaczej. - Zaczął oskrobywać lód z butów. - Ale wtedy
pojawiło się słowo na „z" i już wiedziałem, że to początek
końca.
- To znaczy jakie słowo?
- Związek - syknął Gib.
Zatrzymali się na oblodzonej półce, by nabrać sił przed
dalszą wędrówką. Mimo że nie wspięli się jeszcze na szczyt,
mogli podziwiać łagodne stoki wzgórz ciągnące się aż po
horyzont.
Gib kochał góry. Powietrze było tu czyste i miało inny
smak, a zamiast miejskich hałasów, słychać było jedynie szum
wiatru wśród roziskrzonych słońcem śnieżnych zasp. Kiedy
zadzwonił Josh i zaproponował wspólną wspinaczkę, Gib
zgodził się bez wahania. Nareszcie mógł się odprężyć i
spojrzeć z dystansu na kłótnię z Mallory.
- Dlaczego kobiety mają obsesję na punkcie związków?! -
wybuchnął. - Najpierw chwalą się swoją niezależnością i
zapewniają, że szukają jedynie rozrywki, ale facet ma dużo
szczęścia, jeśli już na trzeciej randce nie zaczną planować
wesela.
- Wasza trzecia randka była dość dawno temu - wytknął
Josh. - Spotykaliście się prawie rok.
- Właśnie - prychnął Gib. - Świetnie się bawiliśmy i
wszystko było w porządku. Dlaczego musiała rozpętać piekło
i wszystko zepsuć?
- A co ci powiedziała?
- Podobno jestem niezdolny do poświęceń i utrzymania
związku. Zarzuciła mi, że traktowałem ją jak szwedzki stół.
- Szwedzki stół? - jak echo powtórzył Josh.
- No wiesz, bierzesz, co chcesz i kiedy chcesz -
niecierpliwie wyjaśnił Gib.
- Jasne.
- Mallory twierdzi, że traktuję kobiety jak przekąski ze
szwedzkiego stołu. Nawet jeśli któraś mi zasmakuje, i tak
sięgam po następne, bo a nuż będą jeszcze pyszniejsze. Tak
mi powiedziała, cytuję jej słowa. O ile wiem, też nie znosisz,
gdy kobiety ciebie analizują?
Josh się zadumał.
- Wiesz, ona chyba miała trochę racji - powiedział po
chwili.
- Po czyjej jesteś stronie? I naprawdę nie rozumiesz, w
czym tkwi problem? Po prostu tak się składa, że lubię kobiety.
Urodziłem się z tym, taki jestem. Co w tym złego? - bronił się
Gib.
- Nic.
- Nie tylko lubię kobiety, ale one też mnie lubią -
podkreślił. - Więc to naprawdę śmieszne, gdy mi się zarzuca,
że nie potrafię zbudować prawdziwych więzi, a nawet jeśli już
powstaną, to nie umiem ich utrzymać.
- Tak stwierdziła Mallory?
- Oznajmiła, że nie potrafię być dla kobiety prawdziwym
przyjacielem. Rozumiesz, ja! - z furią wykrzyknął Gib. -
Możesz to sobie wyobrazić?
- Tak.
- Co?! - Gib aż się zachłysnął, słysząc słowa przyjaciela.
- Czy zdarzyło ci się choć raz być z kobietą w
platonicznym związku? - spytał Josh i zaczął sprawdzać liny.
- Oczywiście.
- Kiedy?
- Kiedy? Niech pomyślę... To było... hm... No dobrze, nie
mogę sobie teraz przypomnieć - przyznał w końcu. - Ale na
pewno był ktoś taki. Założę się, że ty też nie mógłbyś na
poczekaniu wymienić żadnej swojej przyjaciółki.
- Mógłbym - spokojnie odparł Josh. - Choćby Bella.
Zresztą uważam ją za najbliższą mi osobę. Poznaliśmy się na
studiach i przyjaźnimy się do dziś.
- I chcesz mi wmówić, że nigdy z nią nie spałeś?
- Nie.
- Coś takiego... - Gib pokręcił głową na taki dziw natury.
- Ale na pewno chciałeś!
- Nie. Zresztą najpewniej zniszczyłoby to naszą przyjaźń.
Bella zwykle kogoś ma, ja też, ale ogromnie cenię to, co nas
łączy. Jak z nikim innym mogę z nią rozmawiać o wszystkim.
Świetnie się rozumiemy i zapewniam cię, że to nie ma nic
wspólnego z seksem. Ty nie potrafisz przyjaźnić się z
kobietami w ten sposób.
- Chcesz się założyć? - parsknął Gib. Wyraźnie poczuł się
dotknięty.
- Jasne.
- Naprawdę chcesz?
- Hm - przytaknął Josh, usiadł i zaczął mocować linę do
swojej uprzęży. - Założę się z tobą o... powiedzmy, dziesięć
tysięcy dolarów na cele dobroczynne, że nie potrafisz
prawdziwie zaprzyjaźnić się z kobietą.
- Dziesięć tysięcy? - roześmiał się Gib. - Żartujesz?
- Przecież stać cię na to.
- Mnie tak, ale ciebie?
- Nie muszę się martwić o pieniądze, bo przecież
wygram. To jasne jak słońce - spokojnie oznajmił Josh.
Gib spojrzał na przyjaciela zwężonymi oczami. Nie mógł
odrzucić takiego wyzwania.
- Jakie przyjmiemy kryteria? Co będzie ostatecznym
dowodem, że wygrałem? - zapytał.
- A raczej co będzie ostatecznym dowodem mojego
zwycięstwa... - Josh odwinął czekoladowy batonik z papierka.
- Dasz radę wyskoczyć do Londynu na kilka tygodni?
- Raczej tak - z wahaniem odparł Gib. - Nic się złego nie
stanie, jeśli przez jakiś czas będę kontrolować sytuację w
firmie przez telefon. Ale do czego zmierzasz? Po co ten
Londyn?
- Możesz jechać czy nie?
- Tak, jasne, że tak. - Też sięgnął po batonik. - Nawet
niezły pomysł. Zbadam europejskie rynki i odsapnę po historii
z Mallory. Ale dlaczego nasz zakład ma się rozegrać w
Londynie?
- Dlatego, że Bella tam mieszka z trzema dziewczynami.
Jedna z nich właśnie wychodzi za mąż, więc na pewno będą
szukały lokatora. Polecę im ciebie, a ty się tam wprowadzisz.
Jeśli po sześciu tygodniach Bella, Kate i Phoebe uznają cię za
prawdziwego przyjaciela, uznam swoją przegraną. Choć to
sytuacja czysto teoretyczna. .. - Josh uśmiechnął się. - Już
nawet wiem, jaką fundację zasilisz tymi dziesięcioma
tysiącami.
- Dobra, dobra, to się jeszcze okaże. Zresztą sam nie
wiem, czy to mądry pomysł. - Gib się wahał. - A jakie są te
dziewczyny?
- Zwyczajne, miłe, młode Angielki.
- Po prostu miałbym mieszkać z nimi przez sześć tygodni
i stać się ich przyjacielem? To wszystko?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]