Harrison Harry - Ramię sprawiedliwości, E Książki także, Harry Harrison
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ramię sprawiedliwości
Harrison Harry
Harrison Harry
Harry Maxwell Harrison
(ur.
12 marca
1925
),
amerykański
pisarz
science fiction
.
Urodził się w
Stamford
w stanie
Connecticut
. Harrison
mieszkał w wielu częściach świata, w tym w
Meksyku
,
Anglii
,
Danii
i we
Włoszech
. Obecnie mieszka w
Dublinie
i przez pewien czas był honorowym prezesem
Irlandzkiego Towarzystwa Esperantystów. Podczas
II
wojny światowej
słuŜył w armii amerykańskiej.
Debiutował opowiadaniem sf
Skalny nurek
(
Rock Diver
),
które ukazało się w miesięczniku „
Worlds Beyond
” w
1951
roku (wyd. polskie w 1. tomie
Rakietowych
szlaków
).
Jego powieść
Przestrzeni! Przestrzeni!
została
sfilmowana w
1973
r. pod tytułem
Zielona poŜywka
(
Soylent Green
z
Charltonem Hestonem
w roli głównej).
Ramię Sprawiedliwości
To była wielka, dokładnie opakowana przeciw-wstrząsowa skrzynia, wyglądająca jakby
waŜyła tonę. Ten ciołek zrzucił ją dokładnie przed drzwiami posterunku i odleciał.
Spojrzałem uwaŜniej na kierowcę, który przywiózł pakę z kosmodromu. - Co to jest, do
cholery?
- A skąd ja mam wiedzieć? - odparło indywiduum, gramoląc się do kabiny. - Nie jestem
wszystkowiedzący. Przybyła ranną rakietą z Ziemi. To wszystko co wiem.
Zapuścił silnik i odjechał w kłębach czerwonego dymu.
- Dowcipnisie - mruknąłem. - Mars jest pełen rozkosznych dowcipnisiów. Gdy ponownie
zabrałem się za oglądanie pudła, poczułem, Ŝe w zębach zgrzyta mi piasek. Szef Craig musiał
słyszeć silnik, gdyŜ wyszedł z biura i zaczął mi pomagać w oglądaniu.
- Myślisz, Ŝe to bomba? - spytał niepewnym tonem.
- A dlaczego miałby się ktoś wysilać na przysłanie nam takiego drobiazgu? I to jeszcze
takich rozmiarów, i z Ziemi? Zmieniliśmy temat, zastępując go milczeniem i zaszliśmy pakę z
tyłu. Adresu nadawcy nie było. W końcu odbiliśmy ścianę i stanęliśmy lekko zbaranieli. Tak
wyglądało moje pierwsze spotkanie z Nedem. Bylibyśmy znacznie szczęśliwsi, gdyby było
takŜe ostatnim. śe teŜ ktoś wpadł na ten kretyński pomysł i trudził się przesłaniem tego z
Ziemi. Teraz juŜ rozumiem, co staroŜytni mieli na myśli pisząc o puszce Pandory. Ale póki co
staliśmy tu i wyglądaliśmy jak dwa pół-inteligenty. Ned leŜał spokojnie i teŜ nam się
przyglądał.
- Robot! - rozpoznał szef.
- Doskonale, to było dla ciebie łatwe do rozpoznania. Chodziłeś przecieŜ do Akademii
Policyjnej.
- Ha, ha! Spróbuj teraz znaleźć coś, co tłumaczyłoby, co on tu robi. Ja nie chodziłem do
Akademii, ale znaleźć list w stosie plastiku nie jest sztuką wymagającą studiów. Szef wziął go
i zaczął czytać z całkowitym brakiem entuzjazmu.
- Dobra, dobra. United Robotics sądzi, Ŝe... "roboty dobrze uŜyte mogą ułatwić pracę
policyjną... zapraszają nas do współpracy w teście terenowym... robot dołączony do tego listu
jest najnowszym, eksperymentalnym modelem, wartości 120 tysięcy kredytów..."
Obaj zajrzeliśmy do pudła, jakby była tam wymieniona w liście suma.
Szef zajął się dokładnym poznaniem treści listu, a ja zacząłem się zastanawiać, jak go wyjąć
z tego pudła. Eksperymentalny czy nie, wyglądał miło - ubrany był w uniform navy-blue ze
złotymi wykończeniami. Ktoś zadał sobie duŜo trudu, aby osiągnąć ten efekt. Fakt faktem, Ŝe
wyglądał jak rasowy glina. Miał wszystko, co trzeba, poza gumą i gnatem. Doszedłszy do
tego budującego wniosku zauwaŜyłem, Ŝe robotowi błyszczą oczy. Nigdy dotychczas nie
miałem do czynienia z humanoidami, toteŜ zaryzykowałem.
- Wyłaź ze skrzyni!
Wylazł z prędkością rakiety i zamarł o dwie stopy ode mnie w postawie zasadniczej.
- Eksperymentalny robot policyjny numer seryjny XPO-456-934B melduje gotowość do
pełnienia obowiązków, sir!
Słowa padały z ekspresją, a sylwetka wyraŜała pełne spręŜenie. Fakt, Ŝe mięśnie miał ze
stali, a zamiast ścięgien drut, ale wyglądał autentycznie. Umacniała to przekonanie budowa -
wzrost i sylwetka człowieka, do tego ubrana w granatowy mundur. Wszystko wskazywało na
to, Ŝe faktycznie sterczy przede mną Ned - rakietowy glina. Potrząsnąłem głową i zwróciłem
się do niego.
- OdpręŜ się, Ned.
Nie posłuchał mnie i nadal się pręŜył.
- Przemęczysz sobie obwody, jak się będziesz tak gimnastykował. A poza tym jestem tu
tylko sierŜantem. Szef policji to ten drugi.
Ned obrócił się w stronę szefa z taką samą szybkością i zameldował się w ten sam sposób.
- Zdziwiłbym się, gdyby umiał coś jeszcze oprócz tego salutowania i meldowania się -
stwierdził szef, obchodząc go, jak pies hydrant.
- Funkcje, działanie i moŜliwości akcji na stronach 184-213 - Ned rozległ się natychmiast,
jakby w odpowiedzi na uwagę szefa. - Detale dotyczące programów strona 1035-1261.
Szef mający kłopoty z przeczytaniem więcej niŜ trzech stron komiksu na raz, spojrzał z
czystym obrzydzeniem na tomisko sześciocalowej grubości, noszące skromną nazwę
"Instrukcja obsługi". Potem wpadł na wspaniały pomysł i rzucił mi tomisko na biurko.
- Zajmij się tym - rzekł, opuszczając biuro. - I robotem teŜ. Zrób coś z nim.
ZaangaŜowanie szefa w sprawę omal mnie nie przytłoczyło. Wziąłem ksiąŜkę i zacząłem
przeglądać, myśląc jednocześnie, Ŝe o robotach wiem tyle, co pierwszy lepszy chłop z ulicy, a
zasadzie nawet mniej. Na otwieranych przeze mnie stronach piętrzyły się jakieś piętrowe
wzory, diagramy kilometrowej długości i wykresy o kolorystyce tęczy, a takŜe inne, ogólnie
niezrozumiałe duperele. Ich wygląd sugerował, Ŝe wymagają głębszej uwagi. Niestety, nie
miałem zbyt duŜo czasu, toteŜ odłoŜyłem to skądinąd mądre dzieło i spojrzałem z lekkim
obrzydzeniem na Neda.
- Za drzwiami stoi miotła. Wiesz jak się tego czegoś uŜywa?
- Yes, sir.
- W takim razie posprzątaj ten pokój, starając się naśmiecić przy tym mniej niŜ jest to juŜ
zrobione.
Zabrał się do roboty. Ja zaś z mieszanymi uczuciami obserwowałem 120 tysięcy kredytów,
wykonujące pracę sprzątaczki zesłanej do Nineport. Zastanawiałem się, dlaczego on tu jest -
chyba dlatego, Ŝe nie ma drugiej tak małej i niewaŜnej placówki policyjnej w całym Układzie.
Konstruktorzy mogli mieć pewność, Ŝe jeśli ich pupilek nawet się tu zbłaźni, to straty dla obu
stron będą minimalne. Inną sprawą jest to, co ja tu robię. Jedyny normalny glina w całej
załodze. Potrzebny, Ŝeby stworzyć wraŜenie, Ŝe wszystko jest OK. Szef - Alonso Craig -
myśli tylko o forsie i jest zbyt tchórzliwy, Ŝeby ryzykować cokolwiek, nie mówiąc juŜ o
własnej skórze. Jest jeszcze dwóch policjantów - jeden stary i przez trzy czwarte czasu pijany,
drugi zbyt młody, Ŝeby się do czegoś nadać. Ja mam za sobą dziesięć lat w Policji Metropolii
na Ziemi. Dlaczego jestem teraz tu -to moja sprawa i tyle! Dość, Ŝe tu jestem i jestem
odpowiedzialny za przestrzeganie prawa w Nineport. Do diabła, co za górnolotne
sformułowanie! Nineport nie jest, wbrew pozorom miastem. To po prostu przystanek na
trasie. Jedyni stali mieszkańcy tej dziury to ci, którym się tu dobrze powodzi - alfonsi,
szulerzy, kurwy i cała reszta. Jest tu teŜ port kosmiczny i parę kopalni rudy, które się jeszcze
nie zawaliły, bądź nie zostały do cna wyeksploatowane. MoŜna powiedzieć, Ŝe jest to miasto,
które zniknęło, zanim powstało, jeśli uŜyć górnolotnych sformułowań.
Zająłem się dla odmiany Fatem. Był to starszy posterunkowy, który nieodmiennie wypijał
pięć kwaterek dziennie i nieodmiennie był stale na fleku. Nikt nigdy, jak daleko by nie sięgnął
pamięcią, nie widział go trzeźwego, ale teŜ nie mógł się pochwalić, Ŝe widział Fata lecącego
na pysk z nadmiaru gorzały. Potrafił utrzymywać w zadziwiający sposób tak doskonałą
równowagę płynów w organizmie, jak i stan pełnego nasycenia. Wyciągnąłem go z piątej celi,
gdzie uciął sobie starym zwyczajem drzemkę i doprowadziłem do pokoju. Fat doszedł do
siebie i postanowił przejść się w celu dotlenienia płuc. Co prawda trochę mu się poplątały
kierunki, bo zamiast do wyjścia, powędrował do aresztu, ale odruchy miał prawidłowe -
złapał za klamkę, otwarł drzwi - i zamarł.
- Co to? -wyjąkał, wskazując robota końcem czerwonego nochala.
- To jest robot. Zapomniałem jaki numer dała mu mamusia w fabryce, więc nazywamy go
Ned. Teraz pracuje.
- Bóg z nim! Ale nieźle, Ŝe wprowadzę trochę porządku w tej kupie gnoju.
- To moja robota! - do rozmowy włączył się Billy, zmaterializowany nagle w drzwiach.
Nie jest prawdą, Ŝe Billy jest głupi. Po prostu w jego głowie nie moŜe zaczepić się zbyt
wiele myśli.
- To robota Neda. Ty awansowałeś na mojego pomocnika - poinformowałem go.
Moje wyjaśnienie cięŜko go uradowało, toteŜ uspokojony siadł obok Fata i obaj z zacięciem
obserwowali, co Ned wyczynia z podłogą. Sprawy tak się miały z tydzień. Przez ten czas Ned
doprowadził posterunek do stanu zgoła septycznego. Szef, który nigdy nie miał głowy do
takich spraw, nie zwrócił na to większej uwagi, tak samo jak i na to, Ŝe zniknęło tak coś z pół
tony makulatury, na którą składały się wszystkie urzędowe pisma, które powinny być jego
domeną, a które Ned w mojej obecności spakował w większą pakę i wyrzucił. Nie widziałem
ani jednego powodu, aby przeszkodzić mu w tym zboŜnym dziele. Instrukcje leŜały spokojnie
na moim biurku nie wzbudzając niczyjego zainteresowania. Nikt z nas nie miał bladego
pojęcia o tym, co robot moŜe, a czego nie i nikomu to nie przeszkadzało. Najpewniej zostałby
u nas na etacie sprzątaczki, gdyby szef nie był tak leniwy.
Od tego się zaczęło. Około dwudziestej pierwszej, gdy szef zbierał się do wyjścia, rozległ
się dzwonek telefonu. Odebrał, posłuchał i rzucił słuchawkę na widełki.
- Burdel Greenbacka. Mówi, Ŝe napad, rozejrzyj się! To ostatnie było do mnie.
- O, to coś nowego, przecieŜ, jeśli się nie mylę, płaci okup. CzyŜby China Joe miał
konkurencję?
- Lepiej idź i zobacz, co się tam dzieje.
- Jasne - sięgnąłem po czapkę. -Ale poniewaŜ jesteśmy tu we dwóch, ty musisz pilnować
gospodarstwa, dopóki nie wrócę.
- To mi się nie podoba! Jestem głodny, a siedzenie tu nie pomoŜe mi na to.
- Ja mogę się zająć tą sprawą - odezwał się w tym momencie Ned, stając w pozycji
zasadniczej trzy kroki przed szefem.
W pierwszej chwili szef nie zaskoczył. Tak samo zresztą zachowałby się kaŜdy, gdyby jego
własny bojler zlazł ze ściany i zameldował gotowość wykonania pracy. Potem go
odblokowało.
- W jaki sposób TY moŜesz to zrobić? - ryknął, ustawiając bojler z powrotem na ścianie.
To znaczy tak mi się wydawało, Ŝe to właśnie robi, bowiem Ned zapędził go w ślepy
zaułek. Dokładnie w trzy minuty dał szefowi streszczenie zachowań oficera policji przy
napadzie z bronią i innych zwyczajowych kradzieŜach. Ze zbaraniałej miny szefa wynikało,
Ŝe Ned w tym momencie zaczął górować wiadomościami zawodowymi w tym duecie.
- Więc, do cholery, skoro tyle wiesz, to czego tu jeszcze stoisz? - znowu ryknął szef.
Zabrzmiało to jak przeróbka "jeśli jesteś taki cholernie cwany, to dlaczego nie jesteś
bogaty" z czytanek serwowanych młodzieŜy w szkółkach niedzielnych. Ned do takiej szkółki
nie chodził, a Ŝe do tego był maszyną prostoduszną i logicznie myślącą, toteŜ zinterpretował
ryk szefa dosłownie i wymiotło go za drzwi. Doleciało nas jeszcze pytanie:
- To znaczy, Ŝe wysyła mnie pan, Ŝebym złoŜył raport, sir? - Tak, do diabła! - wrzasnął szef
i wreszcie mogliśmy kontemplować granatową smugę, w którą zamienił się robot.
- Musi być szybszy niŜ dźwięk - odezwałem się. - I lepszy niŜ wygląda. Nawet się nie
zapytał, gdzie jest ta nora!
Zanim szef zdąŜył odezwać się, zadzwoniło znowu. Słuchał przez chwilę bełkotu w
słuchawce i wyglądało, jakby mu ktoś gwałtownie puścił krew. Nigdy nie był specjalnie
rumiany, ale teraz jego twarz miała niezdrowy, sinokoperkowy odcień.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]