Hans Chrystian Andersen - Co ojciec czyni, e-Booki, H. Ch. Andersen
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Hans Christian Andersen
Co ojciec czyni, jest zawsze słuszne
Kiedy byłem dzieckiem, często opowiadano mi tę
historyjkę i za każdym razem wydawała mi się
piękniejsza. Brzmi ona tak:
W pewnej wsi żyło sobie małżeństwo. Oboje byli
już starzy i wcale im się nie przelewało. Mieli konia,
który pasał się w przydrożnych rowach. Gospodarz
jeździł na nim albo wypożyczał go sąsiadom do
pracy. Mimo to doszedł kiedyś razem z żoną do
przekonania, że można by za tego konia dostać coś
użyteczniejszego w gospodarstwie. Nie wiedzieli
tylko, co to mogłoby być.
- Mój drogi - rzekła gospodyni - Ty już to najlepiej
załatwisz! Niedaleko jest jarmark, jedź tam i sprzedaj
konia lub zamień go na coś innego. Co uczynisz,
będzie zawsze słuszne. Mówię ci, jedź na jarmark.
Zawiązała mu chustkę na szyi, wygładziła
kapelusz, ucałowała na drogę, a on dosiadł konia i
pojechał.
Po drodze spotkał znajomego, który pędził na
jarmark krowę.
- Można by zamienić konia na tę krowę! - pomyślał
sobie - Cóż za rozkosz mieć własne mleko, ser,
śmietanę i masło!
Zbliżył się doń i rzekł:
- Kochany sąsiedzie! Koń kosztuje więcej niż
krowa, ale wolę krowę, bo da mi to, czego właśnie
potrzebuję. Zamieńmy się!
- Zgoda! - odrzekł sąsiad - i zaraz dokonali
zamiany.
Gospodarz w zasadzie mógł już wracać do domu,
ale chciał zwiedzić targ i popatrzeć na ludzi. Poszedł
więc dalej i spotkał chłopa pędzącego owcę. Była
okazała i miała dużo wełny.
- Chciałbym mieć taką owcę! - pomyślał sobie - Nie
potrzebuje wiele trawy, a na zimę można ją wziąć do
izby. Jest dla nas lepsza niż krowa!
Właściciel owcy zgodził się ochoczo na zamianę i
gospodarz popędził ją na jarmark.
Niedługo potem zobaczył chłopa niosącego pod
pachą tłustą gęś.
- Aj, do licha! - zawołał gospodarz - To mi gąska co
się zowie. Ileż na niej smalcu, ile pierza. Jakże pięknie
pływałaby po naszym stawiku. Tyle razy moja żona
marzyła o gąsce. Teraz będzie ją miała!
W mieście ścisk panował wielki. Pod jakimś
płotem zobaczył nasz gospodarz piękną kurę.
Przyszło mu na myśl, że nawet więcej warta od kur
proboszcza. Kura żywi się zresztą sama, nie
przyczynia wydatków, a daje wyborne jaja. Nowy
interes został zawarty niezwłocznie. Gospodarz
napracował się tyle podczas drogi, że poczuł nagle
głód. Wstąpił do karczmy. A tam na samy progu
spotkał człowieka z ogromnym worem na plecach.
- Cóż to macie? - spytał go.
- Zgniłe jabłka dla świń. Pełny wór!
- To mnóstwo dobrego towaru! - pomyślał
gospodarz.
- Co mi dacie gospodarzu za te jabłka? - spytał
nieznajomy.
- A tę oto kurę.
Gospodarz wniósł wór do szynku i oparł o piec nie
pomyślawszy, że w nim mocno napalono. W izbie
pełno było handlarzy koni i wołów. Było tam też dwu
Anglików, a Anglicy - wiadomo - lubią się zakładać.
Nagle wszyscy poczuli wodór piekących się
zgniłych jabłek.
- Cóż to jest?! - wykrzyknęli i niebawem
dowiedzieli się całej historii zamian.
- Ano dostaniecie, panie gospodarzu, kilka
porządnych szturchańców od żony! - rzekli Anglicy.
- Dostanę od żony pocałunki, a nie szturchańce!
- Załóżmy się! Damy ci worek dukatów, jeśli
wygrasz!
- Zgoda - powiedział chłop i zakład stanął.
Włożyli worek na wózek karczmarza, potem sami
na niego wsiedli i niedługo dotarli na miejsce.
- Dobry wieczór! - rzekł gospodarz do żony.
- Dziękuję ci mój drogi za dobre słowo - odparła.
- Zamieniłem naszego konia!
- Majster z ciebie, jak zawsze! - odrzekła obejmując
go.
- Dostałem za niego krowę.
- Dzięki Bogu! Będziemy mieli teraz mleko, masło i
ser! Wyśmienicie zrobiłeś!
- Ale zamieniłem ją potem na owcę.
- Wiesz co, to nawet lepiej. - powiedziała - Zawsze
działasz z rozwagą. Dla owcy wystarczy nam trawy.
No i oprócz mleka i sera będziemy mieli wełnę na
ubranie. Bardzo dobrze postąpiłeś!
- Potem zamieniłem owcę na gęś.
- Co? A to będziemy mieli na święta smaczną
gąskę! Jak to dobrze. A do tego pierze i smalec.
Bardzo jestem rada!
- Oddałem tę gęś za kurę!
- Dobra to zamiana. Kura znosi jaja i wysiaduje
kurczęta. Będziemy mieli drobiu co niemiara. Zawsze
o tym marzyłam!
- Na koniec zamieniłem kurę na worek zgniłych
jabłek. - oświadczył gospodarz.
- Dajże mi całusa! - zawołała radośnie - Doskonale
się składa. Przed chwilą sąsiadka mi powiedziała, że
nasz sad nic niewart, bo nie daje ani jednego zgniłego
jabłka. Teraz pokażę jej cały worek! - to rzekłszy
pocałowała męża w same usta.
- Podoba mi się to! - zauważył jeden z Anglików -
Mimo strat bardzo tu wesoło. Warto zapłacić takim
ludziom!
Dobył worek ze złotem i wręczył go
gospodarzowi.
Słyszałem tę historyjkę, jak jeszcze byłem dzieckiem i
opowiadam ją Wam, żebyście pamiętali:
CO OJCIEC CZYNI, JEST ZAWSZE SŁUSZNE I
NA DOBRE WYCHODZI!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]