Hannibal, EBooki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Harris Thomas"Hannibal"Powieści Thomasa Harrisa w wydawnictwie Amber:Czarna niedzielaCzerwony SmokHannibalMilczenie owiecThomas HarrisHannibalPrzekład Jerzy KozłowskiAmberTytuł oryginału HANNIBALRedaktorzy serii MAŁGORZATA CEBO-FONIOK ZBIGNIEW FONIOKRedakcja stylistyczna EWA TURCZYŃSKARedaktor techniczny ANDRZEJ WITKOWSKIKorekta MAŁGORZATA BORUTA URSZULA KARCZEWSKA MAGDALENA KWIATKOWSKAIlustracja na okładce O 2001 by Universal City Studios, Inc. Courtesy of Universal Studios Publishing Rights.All Rights Reserved.Projekt graficzny okładki MAŁGORZATA CEBO-FONIOKOpracowanie graficzne okładki STUDIO GRAFICZNE WYDAWNICTWA AMBERSkład WYDAWNICTWO AMBERCopyright (c) 1999 by Yazoo Fabrications, Inę. Ali rights reseryedFor the Polish edition Copyright by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. 1999ISBN 83-7245-202-4Część IWaszyngtonRozdziałMógłbyś pomyśleć, że dzień, taki jak ten aż rwie się do świtania...Ford mustang z Clarice Starling za kierownicą wtoczył się z łoskotem na podjazd budynku przy Massachusetts Avenue. Mieściła się tam siedziba BATF agencji do spraw przestępstw związanych z alkoholem, tytoniem i bronią palną - wynajmowana w ramach oszczędności od sekty Sun Myung Moona.Grupa uderzeniowa czekała w trzech samochodach: zdezelowanym wozie obserwacyjnym i dwóch czarnych furgonetkach jednostek specjalnych. Wszyscy tkwili bezczynnie w ciemnym niczym jaskinia garażu.Starling chwyciła torbę ze sprzętem i podbiegła do pierwszego pojazdu, brudnej białej furgonetki z bocznym napisem "Marcell's Crab House".Czterech mężczyzn obserwowało ją przez otwarte tylne drzwi. Nawet w mundurze Clarice wyglądała szczupło. Choć obciążona torbą, poruszała się zwinnie. Jej włosy błyszczały w widmowym blasku świetlówek.- Baby zawsze się spóźniają- mruknął funkcjonariusz waszyngtońskiej policji.Grupą dowodził agent specjalny BATF John Brigham.- Wcale się nie spóźniła. Wezwałem ją dopiero wtedy, gdy dostaliśmy cynk - sprostował. - Musiała tłuc się tutaj aż z Quantico. Cześć, Starling, rzuć torbę.Przybiła mu szybką piątkę.- Cześć, John.Brigham dał sygnał kierowcy, agentowi przebranemu w zniszczone ciuchy. Zanim zamknięto tylne drzwi, furgonetka wyjechała na ulicę i wtopiła się w jesienne popołudnie.Clarice Starling, weteranka furgonetek obserwacyjnych, dała nura pod okularem peryskopu i zajęła miejsce z tyłu, jak najbliżej siedemdziesięciokilogramowego bloku suchego lodu, który zastępował klimatyzację, gdy przyczajali się gdzieś z wyłączonym silnikiem.7W starym gruchocie cuchnęło strachem i potem jak w klatce z małpami. Takiego odoru nigdy nie daje się usunąć. Samochód zdobiło już wiele napisów. Ostatni - zabrudzony i wyblakły umieszczono zaledwie trzydzieści minut wcześniej. Zalepione dziury po kulach były starsze.Zmatowione okno z tyłu miało szyby przezroczyste tylko od wewnątrz. Starling patrzyła przez nie na dwie jadące za nimi duże czarne furgonetki jednostek specjalnych. Miała nadzieję, że nie będą musieli godzinami warować w samochodach.Gdy tylko odwracała się do okna, mężczyźni mierzyli j ą wzrokiem.Trzydziestodwuletnia agentka specjalna FBI Clarice Starling zawsze wyglądała na swój wiek i zawsze - bez względu na wiek - prezentowała się świetnie. Nawet w mundurze.Brigham wziął notatki z fotela pasażera.- Jak to jest, że zawsze dostaje ci się czarna robota, Starling? zapytał z uśmiechem.- Bo ty ciągle mnie wzywasz odparła.- Tym razem jesteś mi potrzebna. Ale widzę, że nie robisz nic innego, tylko rozwozisz nakazy. Nie chcę nic sugerować, ale ktoś w Buzzard's Point chyba niezbyt cię lubi. Powinnaś przyjść popracować do mnie. To moi ludzie: agenci Marquez Burke i John Hare, a to funkcjonariusz Bolton z waszyngtońskiej policji.Mieszana grupa uderzeniowa składała się z przedstawicieli BATF, jednostek specjalnych DEA agencji do zwalczania narkotyków i FBI. Była wymuszonym owocem cięć budżetowych w okresie, gdy nawet Akademia FBI została zamknięta z braku funduszy.Burke i Hare wyglądali jak agenci. Funkcjonariusz policji stołecznej Bolton mógł uchodzić za strażnika sądowego. Miał około czterdziestu pięciu lat, był tęgi i nalany.Burmistrz Waszyngtonu sam miał na sumieniu wyrok za posiadanie narkotyków i koniecznie chciał sprawiać wrażenie nieustępliwego wobec handlarzy. Nalegał, aby w każdej większej akcji w Waszyngtonie uczestniczył funkcjonariusz stołecznej policji. Dlatego był tu Bolton.- Dzisiaj robimy nalot na grupę Drumgo - oznajmił Brigham.- Wiedziałam. Evelda Drumgo - w głosie Starling nie było entuzjazmu. Brigham kiwnął głową.- Otworzyła fabrykę lodu przy targu rybnym Feliciana nad rzeką. Nasz człowiek twierdzi, że dziś szykuje partię kryształu. A na wieczór ma rezerwację na Kajmany. Nie możemy czekać.Kryształowa metamfetamina, nazywana na ulicy "lodem", wywołuje krótkie i silne odurzenie i jest morderczo uzależniająca.- Narkotyki to wprawdzie działka DEA, ale Eveldę podejrzewamy również o międzystanowy przemyt broni. Na nakazie wyszczególniono kilka8pistoletów maszynowych beretta i MAC 10. Wie również, gdzie możemy znaleźć ich więcej. Chciałbym, żebyś się nią zajęła, Starling. Już kiedyś miałaś z nią do czynienia. Chłopcy będą cię osłaniać.- Łatwe zadanie - odezwał się Bolton z satysfakcją.- Opowiedz im o Eveldzie, Starling poprosił Brigham.Clarice odczekała, aż furgonetka przejedzie po torach i zrobi się ciszej.- Evelda to twarda sztuka - zaczęła. - Będzie walczyć do końca. Choć nie wygląda na taką: pracowała kiedyś jako modelka. Jest wdową po Dijonie Drumgo. Dwukrotnie ją aresztowałam, po raz pierwszy z mężem. Ostatnim razem miała przy sobie dziewiątkę z trzema magazynkami, w torebce gaz, a w staniku filipiński nóż. Nie wiem, jak jest teraz uzbrojona. Podczas drugiego aresztowania bardzo uprzejmie poprosiłam ją, żeby się poddała. Posłuchała mnie. Później w więzieniu stanowym zabiła współwięźniarkę Marshe Valentine trzonkiem łyżki. Więc nigdy z nią nic nie wiadomo... trudno cokolwiek wyczytać z jej twarzy. Sąd uznał, że działała w samoobronie. W obydwu przypadkach wywinęła się od odpowiedzialności. Oskarżenie o posiadanie broni oddalono, bo miała małe dziecko, a jej mąż został właśnie zastrzelony z samochodu jadącego Pleasant Avenue, prawdopodobnie przez gang Spliffów. Zażądam, żeby się poddała. Mam nadzieję, że posłucha. Urządzimy jej przedstawienie. Ale słuchajcie, jeśli trzeba będzie obezwładnić Eveldę Drumgo, musicie mi naprawdę pomóc. Chcę, żebyście ją porządnie przycisnęli. Niech się wam nie wydaje, że ja i Evelda będziemy uprawiać zapasy w błocie.Kiedyś Starling zależałoby na opinii tych mężczyzn. Teraz nie podobało im się to, co mówiła, ale ona już zbyt wiele widziała, żeby się tym przejmować.- Evelda Drumgo przez męża jest związana z gangiem Cripów - wtrącił Brigham. - Nasz człowiek twierdzi, że korzysta z ich ochrony, a oni rozprowadzaj ą narkotyki na wybrzeżu. Cripowie chronią ją głównie przed Spliffami. Nie wiem, co zrobią, gdy zobaczą nas. Starają się nie wchodzić w drogę FBI.- Musicie też wiedzieć, że Evelda jest nosicielką wirusa HIV - dodała Starling. - Dijon zaraził j ą brudną strzykawką. Dowiedziała się o tym w więzieniu i wpadła w furię. Tego dnia zabiła Marshę Valentine i wdała się w bójkę ze strażnikami. Jeśli nie jest uzbrojona, będzie pluć i gryźć, odda na was kał i mocz, więc zakładajcie rękawice i maski, zgodnie ze standardową procedurą operacyjną. Jak będziecie wprowadzać ją do samochodu i kłaść jej rękę na głowie, to uważajcie na igły we włosach i zabezpieczcie jej stopy.Burke'owi i Hare'owi coraz bardziej rzedły miny. Bolton wyglądał na nieszczęśliwego. Wskazał swoim obwisłym podbródkiem na broń Starling, wysłużonego colta kaliber 45 z paskiem szorstkiej taśmy na uchwycie, zawieszonego w luźnej indiańskiej kaburze na prawym biodrze.- Chodzi pani cały czas z odbezpieczoną bronią? Odbezpieczoną przez cały boży dzień - odparła Starling.- To niebezpieczne - stwierdził Bolton.9- Proszę przyjść na strzelnicę, a wszystko panu wyjaśnię.- Bolton, byłem instruktorem Starling, gdy przez trzy lata z rzędu zdobywała tytuł międzywydziałowego mistrza w strzelaniu z pistoletu - wtrącił Brigham. - Niech cię głowa nie boli o jej broń. Jak cię nazwali ci chłopcy z drużyny antyterrorystycznej, Velcro Cowboys, gdy ich udupiłaś, Starling? Annie Oakley?*- Oakley Trucicielka - odparła, wyglądając przez okno. Poczuła się samotnie w tej śmierdzącej starym capem furgonetce pełnej mężczyzn. Drażnił ją odór taniej wody po goleniu, potu i skóry. Trochę się bała, a strach miał dla niej smak monety pod językiem. Nagły obraz przeszył pamięć: pachnący tytoniem i tanim mydłem ojciec obiera w kuchni pomarańczę scyzorykiem ze złamanym ostrzem i dzieli się z nią owocem. Tylne światła pikapa nikną w oddali, ojciec odjeżdża na nocny patrol, z którego już nie wróci. Jego ubrania w szafie. Odświętna koszula. Jej eleganckie ciuchy, których nie ma okazji nosić. Smutne wyjściowe ubrania na wieszakach, jak zabawki na strychu.- Jeszcze jakieś dziesięć minut! - zawołał przez ramię kierowca. Brigham popatrzył przez przednią szybę i zerknął na zegarek.- Tu jest plan - powiedział. Miał naszkicowany pospiesznie flamastrem schemat i niewyraźny faks z rozkładem pomieszczeń, przesłany przez wydział budownictwa. - Hala targu rybnego tworzy jedną linię ze sklepami i magazynami stojącymi na nabrzeżu. Parceli Street kończy się ślepym zaułkiem przy Riverside Avenue, na tym niewielkim skwerze przed sklepem rybnym.Jak widzicie - ciągnął dalej - budynek stoi tyłem do rzeki. Za nim jest dok, który biegnie wzdłuż całej hali. Na parterze, obok sklepu rybnego, mieści się laboratoriu...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]