Hannay Barbara - Krzyż południa 03 - Dwa wesela, Różne e- booki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Barbara Hannay
Dwa wesela
Tytuł oryginału:
The Mirrabrook Marriage
Miniseria Krzyż południa
część trzecia
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Sarah Rossiter kochała Southern Cross.
Była szczęśliwa gdy mogła jeździć konno po rdzawo-
czerwonych równinach. Uwielbiała patrzeć w szarobłę-
kitne niebo rozpościerające się nad jej głową niczym gi-
gantyczny żagiel i słuchać stukotu tysięcy kopyt na gęstej
kremowozłotej trawie,
Ale chyba najbardziej lubiła wyprawiać się na spęd byd-
ła z Reidem McKinnonem. Pracowali ramię w ramię, prze-
prowadzając stada przez Star Valley na pastwiska.
Tylko że praca z Reidem nie była dla niej odpowiednim
zajęciem.
W tym roku więc przyrzekła sobie, że odmówi, jeśli
Reid znów zaproponuje jej wyprawę. Oczywiście bez tru-
du znajdzie wymówkę. Jako jedyna nauczycielka w malut-
kiej szkole podstawowej w Mirrabrook miała tyle roboty
przez cały tydzień, że w weekendy powinna beztrosko od-
poczywać, a nie zajmować się bydłem.
Jednak któregoś popołudnia Reid przyjechał do miasta
właśnie wtedy, gdy wychodziła ze szkoły. Uśmiechnął się
do niej zabójczo, oparł o balustradę i najzwyczajniej spytał,
czy pojedzie z nim w następny weekend. A ona odpowie-
działa, że tak.
Nawet się nie zawahała. Spojrzała w jego srebrzystosza-
re oczy i od razu straciła głowę.
- Tak, Reid. Oczywiście. Z przyjemnością ci pomogę.
Idiotka.
Później starała się usprawiedliwić swoją słabość. Mówi-
ła sobie, że tylko dlatego zgodziła się mu pomóc, bo je-
go siostra Annie nie wróciła jeszcze z Włoch, a brat Ka-
ne przeprowadził się z nowo poślubioną żoną do Lacey
Downs i w Southern Cross brakowało rąk do pracy. Ale
świetnie wiedziała, że Reid dałby sobie radę bez niej. Prze-
cież w każdej chwili mógł wynająć pracowników.
Reid twierdził, że jej pomoc jest nieoceniona. Oczy-
wiście Sarah świetnie znała okolicę, potrafiła przeczesać
busz w poszukiwaniu zaginionego bydła i nie zgubić dro-
gi. Ale nie dlatego pojechała. Zgodziłaby się na wszystko,
o co poprosi Reid. Miała do niego słabość, i to od dzie-
sięciu lat.
O Boże! Właśnie skończyła dwadzieścia siedem. Z
przerażeniem myślała o tych dziesięciu zmarnowanych latach.
Cała wczesna młodość. Przecież to jest najlepszy okres w życiu
kobiety. Tyle czasu czekała, aż Reid McKinnon powie wreszcie,
że ją kocha.
Choć, szczerze mówiąc, to nie były całkiem zmarnowa-
ne lata. Raczej długa, stroma droga pod górę.
W końcu Sarah uświadomiła sobie, że znajomość, któ-
ra zaczęła się od przyjaźni, a potem zmieniła się w piękny
romans, nie wytrzymała próby czasu.
Coś się zepsuło. Nieodwołalnie. Reid przeszedł jakiś
kryzys.
Nigdy jej tego nie wyjaśnił, choć kilka razy miała wra-
żenie, że chce jej coś powiedzieć. Nie nalegała, żeby nie
pogorszyć sytuacji, tylko przyjęła inną strategię. Zamiast
miłości zgodziła się na przyjaźń, licząc na to, że z czasem
wszystko będzie tak jak kiedyś.
Teraz też pomagała mu po prostu dlatego, że Reid ją
poprosił.
Nagle usłyszała krzyk. Reid wymachiwał kapeluszem,
sygnalizując, że pora zgonić resztę stada. To oznaczało,
że bydło pędzone przodem na pewno dochodzi już do
bramy.
Spanikowane zwierzęta często próbowały w tym mo-
mencie uciekać, więc pora przestać myśleć o głupstwach
i skoncentrować się na pracy. Trzeba pilnować, żeby psy
pogoniły stado do przodu.
Reid będzie stać przy bramie, a dwaj pracownicy zajmą
miejsca po bokach. Sarah musi pilnować tyłu kolumny, że-
by uniemożliwić stadu ucieczkę.
Patrzyła, jak Reid zwinnie zsiada z konia. Dla mężczy-
zny z buszu to było równie naturalne jak oddychanie. Kie-
dy stanął na ziemi, nad morzem pędzonego bydła widzia-
ła już tylko jego wysłużony kapelusz i niebieską koszulę,
która napinała się na muskułach, gdy przywiązywał konia.
Potem usłyszała łoskot otwieranej bramy.
Ponieważ popędzanie bydła nie sprawiało jej kłopotów,
zaczęła rozmyślać o tym, co będzie, gdy dotrą już do domu.
Reid zaprosi ją i pracowników na kolację.
Ale czy powinna przyjąć zaproszenie tak jak zwykle?
Z przyjemnością wzięłaby prysznic, zanim wróci do
swego domu w mieście. I z jeszcze większą przyjemnoś-
cią spędziłaby kilka godzin w towarzystwie Reida. Kolacja,
rozmowa, jakieś drinki.
Ale z drugiej strony, czy nie za długo już czekała na ja-
kąś deklarację? Nagle coś mignęło z boku. Jedno zwierzę
oderwało się od stada, inne szły za jego przykładem. A Sarah
drzemała!
Jej klacz, Jenny, szybciej zareagowała na to, co się stało. Co
za wstyd! Przez głupie myśli o Reidzie naraziła swój honor na
szwank. Tylko prawdziwa oferma mogła pozwolić bydłu na
ucieczkę w ostatnim momencie całej akcji.
Ścisnęła kolanami boki Jenny, pochyliła się nisko nad jej
grzbietem i ruszyła w pościg.
Na szczęście dogoniła przywódcę uciekającego stada,
zanim wpadł w zarośla. Zmusiła go, by zawrócił, i pogoniła
bydło w kierunku bramy. Teraz mogła odetchnąć z ulgą.
Słońce chyliło się ku zachodowi, gdy wreszcie skończyli
pracę. Pracownicy zostali w zagrodach, żeby zająć się bydłem, a
Sarah i Reid odprowadzili swoje konie do stajni.
Zdjęli siodła, wyczyścili wierzchowce i podsypali ziarna.
Przez cały czas Sarah starała się skoncentrować na pracy i nie
zwracać uwagi na to, że Reid jest w pobliżu.
Nie chciała widzieć, jak się pochyla, by wyczyścić kopyta lub
jak jego opalone, muskularne ręce głaszczą końską szyję.
Najbardziej starała się nie myśleć o tym, że te dłonie kiedyś
pieściły jej ciało, przynosząc rozkosz.
Nie! Musi o tym zapomnieć!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gdziejesc.keep.pl