Hadżi-Murat Mugujew - Pan ze Stambułu, Zbiór

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Hadżi-Murat Mugujew
Pan ze Stambułu
Biały dwupokładowy motorowiec „Adżaria" zbliżał się -do głównej przystani
Stambułu, Hajdarpasza.
Był to nowy komfortowy statek, odbywający dwa razy
w roku turystyczny rejs dookoła Europy — z Odessy
- do Leningradu i z powrotem przez Dardanele i Bosfor.
Bosfor jak zwykle zapełniony był różnego rodzaju statkami, barkami i łodziami.
Kontrtorpedowiec tureckiej marynarki stał nieruchomo przy osobnej przystani, jak
gdyby nadzorując ten cały nde (kończący się nigdy ruch na wodzie. Kutry komory
celnej i policji już podchodziły do burty „Adżarii" ostrożnie przy cumo wującej do
brzegu. Na jej wysokich pokładach zaroiło się od turystów.
Zgrzyt lin, okrzyki marynarzy, nawoływania tych, którzy wyszli witać
przybywających, głosy policjantów, syreny statków żeglugi przybrzeżnej —
wszystko to zlewało się w jeden ogłuszający huk.
Trzej przyjaciele — moskwianie, inżynier Masłow, lekarz Konow i pisarz Sawin,
doczekawszy siÄ™ swojej kolejki, zeszli po trapie okazujÄ…c dowody sprawdzajÄ…cym je
policjantom. Mijali gapiących się na nich Turków, Greków i hałaśliwych
przekupniów różnych narodowości, którzy z jakąś rozpaczliwą determinacją głośno
zachwalali swoje towary. Oferowane artykuły były różnorodne, po-
czynając od lodów i pączków aż do bielizny, skarpetek, francuskiego pudru i
pornograficznych pocztówek. Niedaleko od brzegu, wpatrując się w tłum
opuszczających pokład turystów, stał dobrze ubrany, elegancki starszy pan. Uważnie
obserwował przyjezdnych, nie ruszając się z miejsca.
— Oto masz możliwość sprawdzenia twojej teorii, doktorze. Spójrz na tego
dostojnego dżentelmena i zgodnie z twoją teorią określ, kim on jest — powiedział
Sawin.
Wszyscy trzej chwilÄ™ przyglÄ…dali siÄ™ starszemu panu, nie zwracajÄ…cemu na nich
uwagi.
— Nic łatwiejszego — rzekł Konow. — Z pewnością jest to włoski czy też francuski
kupiec, rentier lub finansista, który wycofał się już z interesów i spoczął na laurach.
— A według mnie jest to aktor lub właściciel jakiegoś baru, który przypadkowo
zawędrował na przystań w momencie przybicia do niej naszej „Adżarii".
— Ani jedno, ani drugie, po prostu stary człowiek, przypuszczalnie Grek lub
Turek odbywajÄ…cy przechadzkÄ™ przed obiadem. SÄ…dzÄ…c z wyglÄ…du, raczej
zamożny... — zaczął doktor.
— Ani jedno, ani drugie, ani trzecie — przemówił nagle nieznajomy
uchylając słomkowego kapelusza. — Jestem Rosjaninem i wyszedłem na
przystań tylko po to, aby zobaczyć rosyjskich ludzi, usłyszeć mowę
rosyjską i zapytać o drogą memu sercu Moskwę. Jak widzicie, panowie, wszystko
to jest nader proste. Co się tyczy reszty waszych domysłów, to jestem
rzeczywiście starym mieszkańcem tego miasta. Niedługo minie .czterdzieści pięć lat
od czasu, gdy się tu osiedliłem, chociaż dosyć często odwiedzam różne miasta
Europy.
— Czy pan jest emigrantem? — zainteresował się Konow.
— Nie, nie jestem ani emigrantem, ani białogwardzistą, bo nie zajmowałem się
nigdy polityką i nie służyłem w żadnej armii. Po prostu mogę powiedzieć słowami
poety — pamiętają panowie Lermontowa? — „Z ojczystej gałęzi oderwał się listek
dębowy..." Ale skoro już rozmawiamy, to pozwólcie, panowie, że się przedstawię:
Ba-zylewski, Jewgienij Aleksandrowicz, inżynier, który skończył w swoim czasie
Instytut Politechniczny w starym Sankt-Petersburgu.
— Sawin, pisarz.
— Konow, lekarz.
— Masłow, inżynier — przedstawili się po kolei trzej przyjaciele.
— Jakie macie, panowie, plany? — zapytał starszy pan.
— Połazić po mieście, obejrzeć jego osobliwości, zjeść gdzieś prawdziwie turecki
obiad, a potem wrócić na statek.
— Jeżeli nie macie nic przeciwko nieoczekiwanie zawartej znajomości z
człowiekiem, który pragnie pobyć z rodakami i porozmawiać w swoim ojczystym
języku, to pozwólcie, abym na ten czas był waszym przewodnikiem.
Przyjaciele zamienili porozumiewawcze spojrzenia.
— Chętnie — powiedział lekarz. — Będzie nam bardzo miło.
Opuściwszy przystań weszli w aleję Ataturka. Dla naszych moskwian wszystko tu
było nowe, interesujące i niezwykłe.
— Plac sułtana Selima, a to — ulica Karagissar, nazwana tak na pamiątkę wielkiego
zwycięstwa Turków nad
I
Grekami w tysiąc dziewięćset dwudziestym drugim roku — wyjaśniał starzec.
Wędrowali po przedmieściach Peru i Galata, zaglądali do różnych magazynów,
potem taksówką podjechali do ponurego pałacu Abdul-Hamida, zamienionego na
muzeum narodowe.
— Słyszałem różne mroczne i krwawe historie o tym pałacu. Krąży o nim wśród
ludu masę legend — rzekł Ba-zylewski. Opowiedział też młodym turystom o
przyjęciach urządzanych przez sułtana, o piątkowym selamliku i o haremach dawno
zapomnianych osmańskich sułtanów. Coraz to jednak przerywał, dopytując się o
Moskwę, o jej ludzi i jej nowe życie.
Z początku moskwianie mieli się na baczności, oczekując, że starzec w rozmowie,
niby tak sobie, między innymi, zada jakieś podstępne, zjadliwe czy też prowokacyjne
pytanie o sprawy Związku Radzieckiego, ale żadne takie pytanie nie padło.
Bazylewski chętnie opowiadał o. osobliwościach Stambułu, nie poruszając wcale
politycznych -tematów. W pewnej chwili, jak gdyby niechcący, zapytał:
— Czy przypadkiem któryś z panów nie zna w Moskwie Anny Aleksandrowny
Kantemir?
Przyjaciele wzruszyli tylko ramionami. Mało to ludzi w Moskwie!
— A kto to jest? — zainteresował się Sawin.
— Moja dawna serdeczna przyjaciółka, o której pamięci zachowałem na całe życie
— odrzekł Bazylewski. — Ale teraz, moi panowie, już czas na obiad. W tym
błogosławionym mieście wszyscy o tej porze zasiadają do stołu. Czy nie
powinniśmy i my tego zrobić? Tu, niedaleko przystani, w cieniu granatów i
starych jaworów, jest zna-
r
komita restauracja ze staroturecką kuchnią. Proszę, aby panowie zechcieli być moimi
gośćmi i spróbowali tureckich potraw, jakich nie znajdziecie w Ankarze.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gdziejesc.keep.pl