Heyer Georgette - Uciekająca narzeczona, E-BOOK Wydawnictwa

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
GEORGETTE HEYER
Uciekająca narzeczona
Sprig Muslin
Tłumaczył: Wojciech Usakiewicz
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Pani Wetherby odczuwała wielką radość, że może gościć jedynego
żyjącego brata, ale przez pierwsze pół godziny wizyty miała w gruncie rzeczy
okazję jedynie wymienić kilka banalnych uwag nad głowami swej rozbawionej
dzieciarni.
Sir Gareth Ludlow przybył na Mount Street wtedy, gdy młodociana
gromadka, złożona z panny Anny, żywiołowej osóbki, mającej jeszcze rok do
debiutu, panny Elizabeth i panicza Philipa wracała z przechadzki w parku,
odbytej pod opiekuńczymi skrzydłami guwernantki. Gdy tylko owe starannie
wychowywane dzieci dojrzały wysoką, elegancką postać wuja, od razu
zapomniały o wszelkich zasadach dobrego tonu, z takim pietyzmem
wszczepianych im przez pannę Felbridge, i z piskliwymi okrzykami „Wuj Gary!
Wuj Gary!” rzuciły się na łeb, na szyję, aby otoczyć sir Garetha jeszcze przed
progiem. Zanim zrzędliwa, lecz pobłażliwa panna Felbridge zdołała nad nimi
zapanować, kamerdyner już trzymał drzwi, a rozentuzjazmowane stadko
młodych krewnych prowadziło sir Garetha do wnętrza domu. Natychmiast
posypała się nań lawina pytań i zwierzeń, podczas których jego najstarsza
siostrzenica czule uwiesiła mu się u ramienia, a najmłodszy siostrzeniec usiłował
zwrócić na siebie uwagę, ciągnąc z całej siły za drugie. Sir Gareth zdołał się
jednak uwolnić na dostatecznie długą chwilę, by podać rękę pannie Felbridge i
powiedzieć z uśmiechem, który niechybnie przyprawiał tę hojnie wyposażoną
przez naturę kobietę o drżenie serca:
– Jak się pani miewa? Proszę ich nie karcić! To w zasadzie moja wina,
chociaż nie mam pojęcia, dlaczego wywieram na nich tak piorunujące wrażenie.
Ufam, że wróciło już pani lepsze samopoczucie. Kiedy ostatnio się widzieliśmy,
cierpiała pani z powodu niezwykle przykrego ataku podagry.
Panna Felbridge oblała się pąsem, podziękowała i zaprzeczyła, myśląc
jednocześnie, że to podobne do drogiego sir Garetha, by pamiętać o tak
bagatelnym szczególe jak podagra guwernantki. Dalszej wymianie zdań
przeszkodziło pojawienie się na scenie panicza Leigh Wetherby’ego, który
wybiegł ze znajdującej się w głębi domu biblioteki, wołając:
– Czy to wuj Gary?! Na Jowisza, sir, diabelnie się cieszę, że wuja widzę!
Jest coś, o co koniecznie chciałbym zapytać!
Cała kompania porwała następnie sir Garetha na górę, przekrzykując się
nawzajem, i w ten sposób zagłuszając dość ospałe wysiłki panny Felbridge,
próbującej zapobiec zbyt nagłemu wdarciu się wychowanków do salonu przed
oblicze mamy, co byłoby niezgodne z zasadami.
Nadmierna gorliwość nie miałaby naturalnie sensu. Młodzi państwo
Wetherby, począwszy od Leigh, poddanego rygorom korepetycji, które
umożliwiłyby mu jeszcze w tym roku rozpoczęcie kariery uniwersyteckiej, po
Philipa, stawiającego właśnie pierwsze kulfony, jednomyślnie łączyli się w
głęboko przemyślanej opinii, że nigdzie na świecie nie znajdzie się wspanialszego
wuja niż właśnie sir Gareth. Próba zagonienia młodszych latorośli do pokoju
nauki była z góry skazana na niepowodzenie, a w najlepszym razie mogła
doprowadzić do długotrwałych dąsów.
Jeśli zawierzyć starannemu doborowi słów pana Leigh Wetherby’ego, sir
Gareth był tak bardzo tip-top, jak tylko można sobie wyobrazić. Mimo że był
uznanym członkiem Stowarzyszenia Koryntian, nie zadzierał nosa i bez
specjalnych próśb demonstrował aspirującemu do roli dandysa siostrzeńcowi, w
jaki sposób zawiązać fular. Panicz Jack Wetherby, którego ekstrawagancje mody
niewiele obchodziły, ciepło wspominał otwartość wuja i jego ogólne zrozumienie
najpilniejszych potrzeb młodego dżentelmena, znoszącego ograniczenia życia w
Eton College. Panna Anna, niezaprzeczalnie jeszcze przed debiutem, nie
umiałaby wskazać większego źródła radości i dumy niż przejechanie u boku wuja
w jego kolasce rundki lub dwóch dokoła Hyde Parku, ku zazdrości (o tym była
przekonana) wszystkich mniej uprzywilejowanych panien. Co zaś tyczy się
panny Elizabeth i panicza Philipa, to widzieli w wuju sprawcę tak
oszałamiających przyjemności, jak wizyty w amfiteatrze Astleya lub udział w
wielkim pokazie ogni sztucznych. Nie było więc mowy, by mogli dostrzec u
niego choćby najmniejszą skazę.
W tym ostatnim nie byli zresztą odosobnieni, gdyż doprawdy niewielu
ludzi umiałoby znaleźć taką u sir Garetha Ludlowa. Obserwując, jak udaje mu się
raz po raz ku uciesze małego Philipa, demonstrować magiczne właściwości
swego repetiera, słuchać wynurzeń Leigh, przedstawiającego jakiś nurtujący go
problem, pani Wetherby myślała, że trudno o bardziej atrakcyjnego mężczyznę.
Żałowała, bodaj już po raz tysięczny, że nie udało jej się dotąd znaleźć dla niego
kandydatki na żonę, mającej dostatecznie dużo uroku, by zająć w jego sercu
miejsce niezmiennie należące do nieżyjącej ukochanej. Bóg jej świadkiem, że
przez te siedem lat, które upłynęły od śmierci Clarissy, nie szczędziła wysiłków,
by dopiąć swego. Przedstawiła jego rozwadze krocie panien na wydaniu,
niejednokrotnie równie bystrych jak urodziwych, jednak nie zauważyła w jego
szarych oczach nawet namiastki tego ciepłego spojrzenia, jakim zwykł był
obdarzać Clarissę Lincombe.
Rozmyślania te przerwało wejście pana Wetherby’ego, zacnie
wyglądającego czterdziestokilkuletniego mężczyzny, który uścisnął dłoń szwagra
ze słowami:
– O, Gary! Cieszę się, że cię widzę! Następnie nie tracąc czasu, rozesłał
potomstwo do różnych zadań. Gdy skończył, zwrócił uwagę żonie, że nie
powinna zachęcać niedorostków do naprzykrzania się wujowi.
Sir Gareth, który odzyskał już i zegarek, i monokl, wsunął ten pierwszy do
kieszonki, drugi zaś zawiesił na szyi za pomocą długiej, czarnej tasiemki,
powiedział:
– Wcale mi się nie naprzykrzają. Sądzę, że przydałoby się, abym wziął w
przyszłym miesiącu Leigh do Crawley Heath. Widok dobrej walki oderwie go
trochę od roztrząsania zagadnienia kroju surdutów. No cóż, wiem, że nie
popierasz walk zawodowców, Trixie, ale jeśli nie weźmiesz go pod odpowiednią
kuratelę, chłopak wkrótce zacznie się pokazywać w towarzystwie dandysów.
– Niedorzeczność! Z pewnością nie chcesz sprawić sobie kuli u nogi w
postaci tego młokosa – powiedział Warren, niezbyt udanie maskując wdzięczność
za to zaproszenie.
– Owszem, chcę. Lubię Leigh. Nie musisz się obawiać, że pozwolę mu
rozrabiać, bo z pewnością tak się nie stanie.
W tym momencie włączyła się pani Wetherby, dając wyraz myśli, która
właśnie przyszła jej do głowy.
– Och, mój drogi Gary, gdybyś wiedział, jak mi tęskno do dnia, w którym
zobaczę, że rozpieszczasz własnego syna.
– Naprawdę? Tak się składa, że właśnie z tego powodu przyszedłem cię
dzisiaj odwiedzić. – Zauważywszy na jej twarzy wyraz zaskoczenia i zmieszania,
wybuchnął śmiechem. – Nie, nie zamierzam wyznać ci istnienia owocu grzesznej
miłości. Mniemam jednak, a raczej mam nadzieję, że wkrótce będę odbierał od
ciebie gratulacje.
Na chwilę niedowierzanie odebrało jej głos, wnet jednak wykrzyknęła
entuzjastycznie:
– Och, Gary, czy to Alice Stockwell?!
– Alice Stockwell? – powtórzył zdziwiony. – To urocze dziecko, które
próbowałaś mi podsunąć? Wielkie nieba, nie!
– Przecież ci mówiłem – odezwał się pan Wetherby z dyskretnie
zaznaczoną satysfakcją.
Pani Wetherby poczuła mimo woli rozczarowanie, ponieważ ze wszystkich
jej protegowanych panna Stockwell wydawała się najbardziej odpowiednia.
Ukryła to jednak najlepiej, jak umiała, i powiedziała:
– Wyznam, że nie przychodzi mi do głowy, któż by to mógł być. Chyba
że... och, proszę cię, Gary, powiedz, nie daj mi czekać.
– Już mówię – odrzekł, rozbawiony jej podekscytowaniem. – Poprosiłem
Brancastera o pozwolenie na poważną rozmowę z lady Hester.
Skutek tego oświadczenia był dość zgubny. Warren, właśnie zażywający
tabaki, wciągnął do nozdrzy o wiele za dużo proszku, w wyniku czego dostał
ataku kichania. Jego żona zaś, wlepiając wzrok w brata z wyrażającą najwyższe
niedowierzanie miną, wybuchnęła płaczem, wołając:
– Och, Gary, nie!
– Beatrix! – zmitygował ją, niezdecydowany, roześmiać się czy zirytować.
– Gareth, ty mnie nabierasz? Powiedz, że to żart. No tak, naturalnie.
Przecież za nic w świecie nie oświadczyłbyś się Hester Theale.
– Chwileczkę, Trixie – pohamował siostrę. – Skąd u ciebie taka niechęć do
lady Hester?
– Niechęć? Och nie. Ale ta dziewczyna... dziewczyna? Ona musi mieć
teraz ni mniej, ni więcej tylko dwadzieścia dziewięć lat. Kobieta, której od
dziewięciu lat nikt nie swata, która nigdy nie miała powodzenia, odpowiedniej
prezencji i nawet nie próbowała nadążyć za modą... Chyba postradałeś zmysły!
Przecież na pewno wiesz, że wystarczyłoby ci okazać najmniejsze
zainteresowanie... O Boże, jak mogłeś zrobić coś takiego?
W tym momencie jej współmałżonek uznał, że nadszedł czas na
interwencję. Gareth sprawiał wrażenie coraz bardziej rozdrażnionego.
Wprawdzie był uroczym człowiekiem wyjątkowo łagodnego charakteru, nie
należało jednak spodziewać się, że będzie potulnie znosił kwaśne uwagi siostry
na temat damy, którą postanowił poślubić. Pytanie, dlaczego ze wszystkich
panien na wydaniu, tylko czekających na oświadczyny przystojnego baroneta,
wybrał akurat Hester Theale, która przestała uczestniczyć w życiu towarzyskim
po kilku nieudanych dla niej sezonach, aby ustąpić miejsca łatwiejszym do
wydania za mąż siostrom, niewątpliwie mogło zbić z pantałyku, nie należało
jednak do kategorii tych, które Warren uważał za stosowne. Obrzucił przeto żonę
karcącym spojrzeniem i powiedział:
– Lady Hester! Nie znam jej zbyt dobrze, lecz mam ją za młodą kobietę,
której niczego nie można zarzucić. Rozumiem, że Brancaster przyjął twoje
oświadczyny.
– Przyjął? – odezwała się Beatrix, wyłaniając się nagle zza chustki. –
Chciałeś chyba powiedzieć, że zapiał z zachwytu. Omal nie zemdlał z wrażenia,
jak sobie wyobrażam.
– Wolałbym, żebyś siedziała cicho! – Warrena zirytowało to
bezceremonialne wyrażanie emocji. – Możesz być pewna, moja droga, że Gary
najlepiej wie, co jest dla niego dobre. Nie jest małym chłopcem, tylko
trzydziestopięcioletnim mężczyzną. Bez wątpienia lady Hester będzie dla niego
kochającą żoną.
– Bez wątpienia! – odcięła się Beatrix. – Kochającą i śmiertelnie nudną.
Nie, Warren, nie dam sobie zamknąć ust. Kiedy pomyślę o tych wszystkich
urodziwych pannach, które ze wszystkich sił starały się wzbudzić jego
zainteresowanie, a on mówi mi, że poprosił o rękę nijakiej kobiety, bez majątku i
szczególnej urody, w dodatku zaś bezguścia, rażącego głupią wstydliwością...
Och, czuję, że zaraz dostanę spazmów!
– Jeśli ci się to zdarzy, Trixie, to uczciwie ostrzegam, że wyleję ci na głowę
największy dzban wody, jaki będę mógł znaleźć – odparł z przykładną
szczerością jej brat. – Nie bądź taką gąską, moja miła. Biedny Warren musi się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gdziejesc.keep.pl