Hexy, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Piotr Witold LechHEXYP�nocny wiatr zawodzi� ponuro, wzbijaj�c tumany bieli.Strzeliste turnie zamarzni�tych morskich fal ukry�y si� pod�nie�nymi pierzynami, wystawiaj�c szare szpikulce.Blade s�o�ce lizn�o promieniem g�r� i stoj�ce na niejruiny. B�ysn�o i zgas�o. Ruiny ponownie zamieni�y si� wponure cmentarzysko. Ci�kie chmury przesuwa�y si� ponadkamiennymi gigantami, rozbijaj�c si� o czarne ska�y.Gdzie� z prawej strony, z kotliny pomi�dzy dwomakolosami, rozleg� si� stukot kopyt, budz�c czujno�� m�odegostada wyg�odnia�ych kozic. Z lewej tak�e dochodzi� jaki�odg�os. Wielono�na istota wspina�a si� na wzniesienie odstrony szczytu w kszta�cie byczej g�owy. Kozio�-przewodnikpodj�� decyzj� i szybkim truchtem - przeskakuj�c g�azy -ruszy� pod g�r�. Kilka kozic w �lad za nim zdoby�o niewielk�prze��cz i znikn�o za jej kraw�dzi�.Odg�osy ko�skich kopyt z prawej i lewej sta�y si�dono�ne. Tworzy�y rytm, w kt�rego takt rozbrzmiewa�ajednostajna pie��. G�ry w odpowiedzi westchn�y, z hukiem izrzuci�y brzemi� �niegu. Cisn�y lawin� o tafl� LodowegoMorza.Monotonna pie�� kilkunastu m�skich g�os�w przybra�a nasile docieraj�c a� do ruin �wi�tyni.- Seramikos Ishty Ishty, Seramikos ARON...Cz�owiek kl�cz�cy na zwalonym g�azie po�r�d resztekobronnych mur�w i zdruzgotanych �ukowatych okien nawet niedrgn��. Wiatr zsun�� mu kaptur, �nieg opr�szy� w�osy, a mr�zuczyni� sinymi jego splecione d�onie.- Seramikos Ishty Ishty, Seramikos ARON! - pie�� zdawa�asi� obejmowa� kl�cz�cego, targa�y nim dreszcze.Wy�onili si� najpierw ci z kotliny. Kilkunastu je�d�c�w wszarych habitach furkocz�cych w podmuchach wichru. Kaptury zwyci�ciami na oczy nie chroni�y od mrozu. Zbli�alisi� st�pa w kierunku samotnej ska�y z ruinami, wci��mrucz�c: - Seramikos Ishty Ishty, Seramikos ARON!Ci z w�wozu wy�onili si� w chwil� p�niej. Takie samekonie, te same habity, ten sam rytm i pie��.Twarz kl�cz�cego w ruinach powoli znika�a pod mask��niegu. Na zamkni�tych powiekach pojawi�y si� sople, d�oniez sinych stawa�y si� bia�e. Jednak nie porusza� si�. Tylkodreszcze szarpa�y jego cia�em.W chwili, gdy obie grupy znalaz�y si� kilkana�cie krok�wod samotnej ska�y, zatrzyma�y si� powodowane jednymrozkazem. Je�dziec z czarnobia�ym krzy�em hagarskim,zwie�czonym czterema runami �wi�tej Mocy ARON, wysun�� si� istan�� pomi�dzy grupami je�d�c�w, naprzeciwko kl�cz�cegocz�owieka. Wzni�s� r�ce, a jego habit zafurkota� w�ciekle.- Seramikos Ishty Ishty, Seramikos ARON! - nieprzestawali nuci� je�d�cy.- Bogowie!!! - krzykn�� je�dziec z krzy�em przekrzykuj�cwiatr. - Oto jeden z Braci przybywa, aby stan�� do ostatniejpr�by! Waszej pr�by! Ja, Bezimienny, za�wiadczam, �eprzeszed� wszystkie stopnie i godzien jest!- Seramikos Ishty Ishty, Seramikos ARON! Godzien jest!Godzien jest! Seramikos Ishty Ishty, SeramikosARON!!! - ch�r sta� si� z�owrogi, ponury, pot�niejszy odwichru.- Teraz kolej na Was, Bogowie! - zawo�a� mistrzceremonii. Odczekawszy chwil�, zaczerpn�� tchu, by krzykn��:- Abhum Rokhes Ot Naron!!!Ch�r ucich� w p� tonu. Zamilk� wicher. Bolesna ciszaspowi�a kl�cz�cego cz�owieka. Odmro�one d�onie zacisn�y si�jeszcze mocniej.Cisza.Nagle b�ysk przeci�� niebo. Paj�czyna roz�arzonychb�yskawic zawis�a ponad ruinami. Rozleg� si� syk topionychmas �niegu i zgrzyt p�kaj�cego lodu. Chichoty, szepty, j�kizawirowa�y w powietrzu. Granit wykwit� purpur�. Buchn�yk��by opar�w. Nagle poprzez dziur� w chmurach wy�oni�y si�drapie�ne d�onie utkane z b�yskawic. Szarpn�y.Chichoty, szepty, j�k. Ucich�o.Cz�owiek z krzy�em hagarskim pierwszy podni�s� twarz.Chmury znowu by�y sinobia�e. Lekki p�nocny wiatr tarmosi��nie�ne czupryny prze��czy. Tylko pomi�dzy ruinami starej�wi�tyni nie by�o przemarzni�tego cz�owieka.- Bracie Arcymagu - zawo�a� zaniepokojony jeden zje�d�c�w.- Wszystko w porz�dku - odpar� zm�czonym g�osem. - M�dlmysi� za niego.R�nobarwne wianki tworzy�y kobierzec na rw�cej rzece.Ludzie na brzegu klaskali rado�nie. Gromk� muzyk� by�os�ycha� a� na drugiej stronie, tam, gdzie znajdowa� si� PortHaven. Sanon przytuli�a si� do Kesha.- Gorzko, gorzko! - krzykn�li weselnicy.- S�yszysz? - zapyta� Kesh.- Mhm... - odpar�a, patrz�c odwa�nie w jego b��kitneoczy. - Wi�c?- Co wi�c?U�miechn�a si�.- Wi�c na co czekasz?Porwa� j� w ramiona, zakr�ci� obsypuj�c czo�o, oczy iusta g�o�nymi poca�unkami. M�ode dzierlatki pisn�y zzachwytu. Starzy havenianie chrz�kali g�adz�c w�sy, a ich�ony zbite w gderliwe gromadki chichota�y.- Na wesele! Na przyj�cie! - krzykn�� Ream, dru�ba Kesha.Hukn�a kapela. Uradowany t�umek zawr�ci� w stron�miasta. Haven w nocy wygl�da�o jeszcze pi�kniej ni� za dnia.Prefekt realizowa� plany kr�lewskich architekt�w i malarzy.Im to Haven zawdzi�cza�o blask tysi�cy pochodnirozmieszczonych co kilkana�cie krok�w, wzd�u� ka�dejuliczki. Dogl�dali ich specjalni str�e ognia. Wo� drzewasanda�owego, sprowadzanego z odleg�ego Hybronu, unosi�a si�wsz�dzie. Marmurowe pos�gi mistrz�w ozdabia�y place zfontannami i bramy wzniesione ponad ulicami."Wspania�e to nasze miasto" - z dum� my�la� Kesh. Cieszy�si�, �e jest obywatelem Haven. W ko�cu ukaza� si� ich dom.Kamienny, solidny, mo�e nie tak pi�kny jak domy innychrzemie�lnik�w na ulicy Cech�w, ale wystarczaj�cy, by m�czacz�� uk�ada� sobie ma��e�stwo.Bank Yanthumski nie robi� trudno�ci z kredytem dlachc�cego si� �eni� bednarza. Kesh otrzyma� dobrerekomendacje z Cechu, w dodatku mia� zam�wienia nanajbli�sze p� roku. Pami�ta�, jak �yczliwie zosta� przyj�typrzez urz�dnika Banku. Inny, pisz�cy w komnacie obok,u�miecha� si� do Sanon. By�o mi�o dowiedzie� si� oprzyznaniu kredytu.- Nasz dom - szepn�� Sanon do ucha, gdy w�r�d wrzaskuweselnik�w przenosi� j� przez pr�g.- Nasz dom - powt�rzy�a szcz�liwa.Kesh rzuci� m�otek na stert� desek.- Jak to rezygnujecie?!- Mamy lepszego dostawc� - cz�owiek w sobolim futrzezlekcewa�y� gro�n� min� rzemie�lnika. - Za trzeci� cz��tego, co mieli�my zap�aci� tobie, zrobi dwa razy tyle.- To niemo�liwe! - parskn�� Kesh. - Nie ma bednarza,kt�ry spu�ci�by tak nisko!- W Haven mo�e nie - kupiec u�miechn�� si� z�o�liwie. -Ale na Haven nie ko�czy si� �wiat.- Ty draniu! - Kesh doskoczy�, chwyci� za sobole futro. -Ja ci...- Radz� opanowa� nerwy - wykrztusi� kupiec. - Bowezw� stra�nik�w!- A wzywaj, wzywaj! Sam wezw�, bo wbrew �wi�tym zasadomhandlu zrywasz umow� po wykonaniu zlecenia! Zobaczymy, copowiedz� na to w Cechu G��wnym?!- Jestem Hegorczykiem. Nie b�d� odpowiada� przedhave�skim cechem!Gniew przy�mi� rozs�dek Kesha. Dopiero gdy zobaczy� kupcagramol�cego si� spod desek z rozkwaszonym nosem, zrozumia�.W dwie godziny p�niej kupiec wr�ci�. Przyprowadzi�naczelnika posterunku z ulicy Cech�w i trzech gwardzist�w.Naczelnik spisa� na pergaminie zeznania i stwierdzi�:- Grzywna wyniesie jakie� sto rubinowych hatyt�w.- Co? - j�kn�� Kesh. - Przecie� takiej grzywny niezas�dza si� nawet za kradzie�!- Niestety, bednarzu. Napad�e� na cudzoziemca, a za top�aci si� w Haven podw�jnie.Kesh siedzia� w domu przyjaciela i dru�by Reama.Wpatrywa� si� pustym wzrokiem w pucharek z winem, kt�rypostawi�a przed nim gospodyni.- Nie wiem, dlaczego - powt�rzy� Ream. - Ale prawd� jest,�e kupcy przybywaj�cy dawniej do Haven po beczki niezagl�daj� tu w og�le.- Hegorczyk m�wi�, �e bednarze w innych kr�lestwach robi�taniej - Kesh wzruszy� ramionami. - Jak to mo�liwe? Cenyzale�� od koszt�w materia��w, a w�a�nie u nas, w Haven,drewno jest najta�sze.- Ta�sze jest w cesarstwie - wtr�ci� Ream.- Dobrze, ale tam z kolei stal jest droga. Poza tympolicz, ile kosztuje podr� do cesarstwa. Nie! Po beczki nieop�aca si� je�dzi� na wsch�d.- By� kiedy� na budowie jaki� Hegorczyk - przypomnia�Ream. - M�wi�, �e wszyscy wal� teraz do Hegoru po beczki,ale nie chcia�em mu wierzy�.- Bo to bzdura!Nasta�a chwila niezr�cznej ciszy. Kesh czeka� naodpowied� Reama. Ju� wcze�niej wy�uszczy� spraw�. Potrzebujedu�ej po�yczki, �eby m�c sp�aci� Bank. Ream by� jedyn�osob�, do kt�rej m�g� si� zwr�ci�. Rodzice Kesha dawnozmarli, Sanon pozosta�a tylko matka. Te�ciowa nie cierpia�azi�cia. Marzy�a o lepszej partii dla c�rki, a on pokrzy�owa�jej plany. Na pro�b� Sanon parskn�a:- Jak sobie po�cieli�a�, tak si� wy�pij! Mog�a� mie� zam�a oficera albo ekonoma. Ale ty upar�a� si� na bednarzyn�!R�b, co chcesz! Radz� ci si� rozwie��.Kesh zakaza� Sanon chodzi� z pro�bami do matki. Co doznajomych, owszem, by�o ich sporo na weselu, ale im bardziejKesh popada� w n�dz�, jako� rozp�ywali si�, jakby zapadalipod ziemi�. Na jego widok zawsze mieli co� do za�atwienia wsklepach i kramach.- Cholerna grzywna - Kesh spr�bowa� rozproszy� niezr�czn�cisz�. - Ale sto rubinowych hatyt�w to by�o w�a�nie to, comia�em od�o�one. Nie wszystko wprawdzie, ale reszta idziena �ycie, odk�d nie mog� sprzeda� ani jednej beczki.- Du�o ci zas�dzili - mrukn�� Ream i zaduma� si�. -Wybacz. Nie jestem w stanie po�yczy� ci takiej kwoty -wyrzuci� po d�u�szej chwili i westchn��. - Mog� da� troch�pieni�dzy na �ycie, mo�e troch� jad�a ze spi�arni, ale niemam got�wki.- Wybacz, �e prosi�em - Kesh wiedzia�, �e powinien wsta�i opu�ci� dom Reama, ale ci�ar bezradno�ci przygniata� gojak g�az. Ostateczny termin sp�acenia domu up�ywa� zamiesi�c. Sanon urodzi�a p� roku temu. Mia� syna, leczzamiast rado�ci czu� strach. Dlaczego akurat teraz nikt niepotrzebowa� beczek? Dlaczego spotka�o to akurat jego,uk�adaj�cego sobie �ycie? Od dziecka uczy� si� fachubednarskiego. Nie umia� robi� nic innego. Zreszt� bednarstwodobrze si� mia�o jeszcze rok temu, gdy zdecydowa� si� nama��e�stwo. By�oby dobrze, tylko akurat ten...Drzwi otworzy�y si� z hukiem i...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]