Hector Servadac, eBooks txt

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Juliusz VerneHector Servadac:Podróż wród gwiazd i planet Układu SłonecznegoOpracowanie na podstawiw wydania przedwojennego z 1931 rPrzełożył z francuskiego Wlodzimierz TopolińskiWydanie I 1990CZĘĆ PIERWSZAROZDZIAŁ IW KTÓRYM POZNAJEMY HEKTORA SERVADACA I JEGO RYWALA- Nie, kapitanie, pod żadnym pozorem nie ustšpię!- Żałuję bardzo, hrabio, ale pańska opinia nie zmienia w niczym mego stanowiska.- Mówi pan serio?- Najpoważniej w wiecie.- Zwrócę panu zatem uwagę, że przysługuje mi prawo pierwszeństwa.- Nie sšdzę, gdyż w podobnych sprawach pierwszeństwo nie gra roli.- Potrafię pana zmusić do ustšpienia mi miejsca, kapitanie!- Trudno mi w to uwierzyć, hrabio!- Przypuszczam, że szpada...- Równie dobrze jak pistolety...- Oto moja karta!- Służę mojš...Po tych słowach, ostrych jak cięcie szpady, przeciwnicy wymienili bilety wizytowe. Na jednym z nich widniał napis:Hector ServadacKapitan sztabowyMostaganemNa drugim:Hrabia Wasyl TimaszewNa pokładzie dwumasztowca DobrynaW chwili rozstania hrabia Timaszew rzucił pytanie:- Gdzie moi sekundanci mogš spotkać się z pańskimi?- O ile to panu dogadza - brzmiała odpowied Hectora Servadaca - może to nastšpić o godzinie drugiej po południu w sztabie.- W Mostaganem?- W Mostaganem.To mówišc, przeciwnicy wymienili sztywne ukłony. W ostatniej jednak chwili hrabia Timaszew zauważył jeszcze:- Zdaje mi się, kapitanie, że należałoby zataić istotny powód pojedynku.- Jestem tego samego zdania - odparł Servadac.- Żadne nazwisko nie może być wymienione.- Niewštpliwie.- Jaki więc podamy motyw?- Ach, to bagatela, może to być np. spór z dziedziny muzyki, o ile nie ma pan nic przeciwko temu?- Doskonale.Po czym hrabia Timaszew i oficer sztabowy wymienili jeszcze raz pożegnalne ukłony i rozstali się ostatecznie.Powyższa scena rozegrała się w godzinach południowych na krańcu małego przylšdka wybrzeża Algieru, pomiędzy Tenez i Mostaganem, w odległoci mniej więcej trzech kilometrów od ujcia rzeki Szeliw. U stóp przylšdka, wyniesionego na kilkadziesišt metrów nad poziom morza, zamierały błękitne wody ródziemnego Morza, liżšc czerwone żelaziste głazy wybrzeża. Był dzień 31 grudnia. Słońce, które o tej porze raziło zazwyczaj tysišcem palšcych promieni wyniosłoci wybrzeża, skryło się dnia tego za nieprzeniknionš zasłonš chmur. Gęsta mgła otulała morze i lšd. Z niewytłumaczonych i niezrozumiałych powodów wiat cały już od dwóch miesięcy spowity był w mgłę bardzo utrudniajšcš komunikację między kontynentami. Nie należy to jednak w tej chwili do naszego opowiadania.Hrabia Timaszew, po rozstaniu z oficerem sztabowym, skierował się do małej przystani, skšd lekka łódeczka uniosła go ku jachtowi, który z rozwiniętymi żaglami stał w pobliżu na kotwicy.Kapitan Servadac tymczasem skinšł na ordynansa, który stał nie opodal, trzymajšc za uzdę wspaniałego arabskiego rumaka. Oficer lekko wskoczył na konia i skierował się w stronę Mostaganem. Za nim podšżał, na równie chyżym biegunie, ordynans. Zegar wskazywał godzinę 12.30, gdy jedcy wpadli na wieżo zbudowany most na rzece. O pierwszej czterdzieci pięć spienione rumaki mijały bramę Mascara, jednš z pięciu przebitych w obronnym murze ufortyfikowanego miasta.W roku, o którym mowa, Mostaganem liczyło piętnacie tysięcy mieszkańców, w tym trzy tysišce Francuzów. Była to, bšd co bšd, stolica prowincji Oran i siedziba władz wojskowych. Poza tym wyrabiano tu wspaniałe materie, wzorzyste maty, przeróżne przedmioty z safianu. Stšd wysyłano do Francji ziarno, bawełnę, wełnę, bydło, figi i winogrona. W miecie nie było już ladu dawnego prymitywnego portu, w którym okręty zdane były na łaskę złych wiatrów. Nowy port w Mostaganem pozwalał na dogodny wywóz wszystkich przyrodzonych bogactw Miny i dolnego Szeliwu.Tylko dzięki owej pewnej przystani jachcik Dobryna mógł zaryzykować przezimowanie w zatoce, której nadbrzeżne skały nie dawały żadnego schronienia. Od dwóch miesięcy stał już w porcie ten dwumasztowiec z rosyjskš banderš. Na maszcie powiewał znak francuskiego jachtklubu.Gdy kapitan Servadac dopadł bram miasta, skierował się natychmiast do dzielnicy wojskowej, odszukał komendanta drugiego pułku strzelców i kapitana ósmego pułku artylerii, dwóch przyjaciół, na których mógł liczyć.Oficerowie wysłuchali w poważnym skupieniu Servadaca, pragnšcego w nich widzieć swoich sekundantów, nie mogli się jednak powstrzymać od ironicznych półumiechów, gdy przyjaciel jako powód pojedynku podał sprzeczkę wynikłš pomiędzy nim i hrabiš Timaszewem na temat różnicy w upodobaniach muzycznych.- A może by się dało sprawę załatwić polubownie? - zauważył komendant drugiego pułku strzelców.- O tym proszę nawet nie wspominać - brzmiała twarda odpowied Hectora Servadaca.- Przy obustronnej dobrej woli i drobnych ustępstwach... - podjšł kapitan artylerii.- Nie może być mowy o kompromisie pomiędzy Wagnerem i Rossinim - odparł poważnie oficer sztabowy. - Trzeba się wyranie wypowiedzieć za jednym lub za drugim. W danym wypadku obrażono Rossiniego. Ten wariat Wagner napisał o nim stek idiotyzmów, postanowiłem więc pomcić Rossiniego.- Należy przy tym zważyć - cišgnšł komendant - że cięcie szablš nie zawsze jest miertelne.- Zwłaszcza, gdy nie pozwolę, by tknęło mnie jej ostrze - odcišł zręcznie Servadac.Po tym owiadczeniu obaj oficerowie udali się do sztabu, gdzie punktualnie o godzinie drugiej mieli spotkać sekundantów hrabiego Timaszewa.Należy tu zaznaczyć, że ani komendant strzelców, ani kapitan artylerii nie byli przekonani przez swego przyjaciela co do motywów pojedynku. Podejrzewali oni, być może, istotnš przyczynę, ale nie chcšc urazić kapitana, udawali, że wierzš jego wywodom.Po upływie dwóch godzin byli już z powrotem, ustaliwszy ze wiadkami przeciwnika warunki pojedynku. Hrabia Timaszew zgodził się bić na szable, broń żołnierskš.Przeciwnicy mieli się spotkać nazajutrz, dnia pierwszego stycznia, o dziewištej rano na terenie skał nadmorskich, odległych o jakie trzy kilometry od ujcia Szeliwu.- A zatem do jutra, z punktualnociš wojskowš - rzekł komendant.- Najpunktualniej w wiecie - odparł Hector Servadac.Po czym obaj oficerowie ucisnęli serdecznie dłoń przyjaciela.Kapitan Servadac spišł konia ostrogš i niezwłocznie opucił mury miasta. Od dwóch tygodni już nie zaglšdał do swego mieszkania na Placu Broni. Majšc powierzonš sobie poważnš pracę topograficznš w okolicy Mostaganem, zamieszkiwał chatę arabskš u ujcia rzeki Szeliw. Za jedynego i wyłšcznego towarzysza miał ordynansa i postronny obserwator mógłby posšdzić pustelnika kapitana o odbywanie jakiej pokuty lub kary.ROZDZIAŁ IIKTÓRY MALUJE FIZYCZNE I MORALNE OBLICZE KAPITANA SERVADACA I JEGO ORDYNANSA BEN-ZOUFASłużbowe wykazy Ministerstwa Wojny notowały owego roku pod wiadomš datš, co następuje:Servadac (Hector), urodzony 19 lipca 18... w Saint Trelody, departament Girondy.Stan majštkowy: tysišc dwiecie franków renty.Czas służby: 14 lat, 3 miesišce i 5 dni.Szczegóły dotyczšce służby wojskowej i wypraw wojennych: szkoła w Saint Cyr 2 lata, wyższa szkoła wojskowa 2 lata i 87 pułk liniowy 2 lata; 3 pułk strzelców 2 lata, Algier 7 lat.Brał udział w wyprawach kolonialnych do Sudanu.Stanowisko: Kapitan sztabowy w Mostaganem.Odznaczenia: Kawaler Legii Honorowej z dnia 13 marca 18...Hector Servadac miał lat trzydzieci. Sierota bez rodziny i majštku, żšdny był sławy i pieniędzy. Zapaleniec i nawet, rzec można, zawadiaka, obdarzony bystrym i żywym umysłem, cięty, zaczepny, odważny i buńczuczny, miał czułe i wrażliwe serce. Jak przystało na potomka walecznego rodu, był całš duszš żołnierzem. Mimo licznych, zawsze szczęliwie kończšcych się przygód i awantur, nie miał w sobie nic z pyszałka lub pozera. Urodził się snad pod szczęliwš gwiazdš i sama natura przeznaczyła go do nadzwyczajnych przeżyć, darzšc jednoczenie najtkliwszš opiekš.Zewnętrznie Hector Servadac był czarujšcym oficerem: pięć stóp i szeć cali wzrostu, wysmukły, zręczny, proporcjonalnej budowy, na górnej wardze miał kruczy podkręcony z lekka wšsik. Niebieskie, miało i jasno patrzšce na wiat oczy zjednywały mu powszechnš sympatię zarówno w sferach wojskowych, jak i towarzyskich.Trzeba tu przyznać gwoli sprawiedliwoci, czego zresztš i sam zainteresowany nie ukrywał, że kapitan Servadac nie bardzo był uczony i wiedzy posiadał tylko tyle, ile tego wymagała konieczna potrzeba. - nie lubimy się przepracowywać, nie pchamy się gwałtem do nauki - mawiajš oficerowie kawalerii. Kapitan Servadac niewiele różnił się od towarzyszy broni, ale że był zdolny i sprytny, ukończył szkoły z dobrym wynikiem i dostał się do sztabu generalnego w randze kapitana. Rysował zresztš wcale dobrze, a zwłaszcza pysznie trzymał się na koniu, niebawem też zyskał sobie sławę niezwyciężonego mistrza jazdy.Powszechnie ceniono w nim męstwo i odwagę, podziwiajšc jednoczenie jego szczęliwš gwiazdę.Opowiadano np. takš historię:Pewnego dnia kapitan Servadac prowadził przez głęboki okop pierwszy oddział strzelców. W pewnym miejscu grzbiet nasypu, podziurawiony nieprzyjacielskimi granatami, osunšł się i nie był już doć wysoki, aby osłonić żołnierzy przed bezustannym ogniem kartaczy. Strzelcy zawahali się. Wówczas Hector Servadac wstšpił na krawęd nasypu, położył się na niej, podnoszšc w ten sposób poziom przykrycia, i zawołał:- Naprzód marsz!... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gdziejesc.keep.pl