HassenmĂĽller Heidi - Dobranoc słonko, ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
HEIDI HASSENMÜLLER
DOBRANOC, SŁONKO
tłumaczyła
Monika J. Dykier
Tytuł oryginału Gute Nacht, Zuckerpüppchen
1
Zabrzęczał dzwonek. Dzieci zaczęły liczyć: raz, dwa, trzy.
- To do nas - stwierdził Achim i, drżąc, naciągnął na siebie kołdrę.
Tego lutowego ranka 1947 roku panowało dojmujące zimno. Dziwaczne kwiaty na
zamarzniętej szybie okiennej zasłaniały widok zgliszcz na podwórzu. Okrągły Judasz”, który
Gabi utworzyła kilka minut wcześniej, chuchając na lód, zdążył ponownie pokryć się ostrymi,
koronkowymi ząbkami.
- Trzy razy to do nas - powtórzył chłopiec. - Raz do pani Weitgass, dwa razy do babci
Brinkiewskiej, a trzy razy to my.
Gabi żuła w ustach skórkę chleba, która była twarda, ale po zmieszaniu z dużą ilością
śliny utworzyła chlebową papkę. Babcia Brinkiewska nie mogła już gryźć skórek. Podczas
ucieczki zgubiła swoją sztuczną szczękę.
- Właśnie czyściłam ją w śniegu, kiedy nadleciały samoloty szturmowe.
Potrząsnęła z oburzenia głową jeszcze na samo wspomnienie tamtego zdarzenia.
- Kto by tam myślał o paru zębach, kiedy człowiek boi się, że będzie musiał gryźć
ziemię - dorzuciła po chwili.
Dlatego skórki chleba zostawiała dzieciom.
- Pójdziesz otworzyć? - Achim zapytał siostrę.
- Zimno mi! - Gabi podciągnęła wyżej szary, szorstki, wełniany koc.
Pled gryzł niemiłosiernie, ale odkąd dostali go w przydziale od Czerwonego Krzyża,
nie marzli już nocą.
- A jeśli otworzę drzwi, to opowiesz mi potem bajkę?
Dziewczynka spróbowała wysunąć stopę spod koca. Dwie pary grubych skarpet
chroniły jej palce przed kolejnymi odmrożeniami.
Znowu rozległo się dzwonienie: raz, dwa, trzy.
- No, idź już - ponaglił ją Achim. - Bo stara Weitgass znowu będzie wściekła albo
mamusia się obudzi.
Mama spała w pokoju naprzeciwko, ale jeszcze o pierwszej w nocy Achim słyszał
turkot jej maszyny do szycia. Szyła w domu rękawiczki.
Gabi zsunęła się z górnego poziomu piętrowego łóżka i narzuciła zimowy płaszcz na
nocną koszulę.
- Nie zapomnij o bajce - rzuciła na odchodne, po czym ruszyła długim, ciemnym
korytarzem w stronę drzwi wejściowych.
- Kto tam?
- Zanim otworzysz drzwi, musisz zawsze zapytać, kto tam - surowo nakazała jej
mamusia.
Gabi doskonale rozumiała, dlaczego. Pamiętała o wilku i siedmiu gąskach. Zostały
zjedzone, bo wpuściły go do środka. Ocalała tylko najmłodsza, która schowała się w
obudowie zegara. Ale oni nie mieli zegara. Nic nie mieli. Wszystko poszło z dymem. Łóżka
dostali od pastora, a stół i krzesła od handlarza starzyzną, który miał sklep za rogiem.
- Ja do pani Mangold - zawołał jakiś mężczyzna.
Gabi zamyśliła się. Pani Mangold to jej mamusia, a mamusia spała, bo pracowała do
późna w nocy.
- Moja mamusia śpi - odpowiedziała głosowi za drzwiami.
Jeszcze mocniej ściągnęła wokół siebie płaszcz. Na korytarzu panowało lodowate
zimno i dziewczynka marzyła tylko o tym, żeby już wrócić do łóżka i swoich skórek chleba.
- Proszę, otwórz - krzyknął mężczyzna. - Byłem razem z twoim ojcem na wojnie.
Odwróciła się na pięcie i pobiegła z powrotem do Achima.
- Tam jest ktoś od taty - oznajmiła. - Ale tata przecież nie żyje, prawda?
*
Gabi przypomniała sobie dzień, w którym nadszedł telegram. Od tamtej pory upłynęło
już sporo czasu, ale krzyk mamy nadal przeraźliwie brzmiał w jej uszach. Jeszcze nigdy nie
słyszała, żeby mamusia krzyczała tak głośno, nawet wówczas, kiedy w środku nocy musieli
skakać z okna, ponieważ bomba wpadła do piwnicy i wszystko natychmiast stanęło w płomie-
niach. Wtedy tylko płakały z Gabi, nie mogąc uratować królika, który zawodził i wydzierał
się wniebogłosy jak dziecko, bo jego klatka była już w centrum pożaru.
Przesyłkę wręczyła mamie pani Weitgass.
- Niech pani lepiej usiądzie, pani Mangold. Telegram w tych czasach nie wróży nic
dobrego.
Ona jednakże zignorowała radę i drżącymi dłońmi rozerwała kopertę. Gabi podniosła
na mamę oczy.
„Ale ładna - pomyślała. - Jak królewna Śnieżka, biała jak śnieg i czarna jak heban”.
Teraz zrobiła się zupełnie biała. I czytała, czytała, czytała...
Gabi właśnie zadumała się nad długością takiego telegramu, kiedy przeraźliwy krzyk
rozdarł powietrze. Potem mamusia upadła i powstało okropne zamieszanie. Achim chwycił
siostrę za rękę i wyprowadził z pokoju.
- Tata nie żyje... - jęknął i wybuchł płaczem.
Gabi nie płakała. Pamiętała tylko kilkudniowy zarost ojca, który poczuła, gdy tata
pewnej nocy wyciągnął ją z łóżka, żeby pobujać na ręku.
- Mój mały bączku - powiedział wtedy, śmiejąc się, ponieważ zaczęła mruczeć z
zadowolenia.
*
Achim wygramolił się spod kołdry.
- Jeśli przyszedł ktoś od taty, to musisz otworzyć. Może ma jeszcze list od niego.
Narzucił na ramiona wełniany pled, upodabniając się do starego pasterza.
- Idę z tobą.
Gabi schowała się za plecy brata, kiedy ten otwierał zamknięte na łańcuch drzwi.
- No, w końcu - odetchnął z ulgą mężczyzna i rozciągnął wargi w uśmiechu.
Światło klatki schodowej padało na jego ogorzałą twarz, rysując na niewielkiej łysinie
błyszczące zakrętasy. Obok niego stały wypełniony po brzegi plecak oraz obwiązana sznurka-
mi i rzemykami walizka. Na brzuchu dyndała mu wielka torba. Wyglądał jak wędrowny
kramarz.
- Chcecie czekoladę? - zapytał, po czym wręczył Gabi opakowaną w sreberko
tabliczkę.
Następnie zwrócił się do Achima:
- Obudź matkę. Powiedz, że przyjechał Anton Malsch. Przyjaciel Ferdiego.
*
Godzinę później Gabi siedziała na kolanach u wujka Malscha, pałaszując nieznane
łakocie: różowe, żółte i zielone opłatki, które cudownie rozpływały się w ustach, oraz ciastka
wypełnione brązowym kremem, który przywierał do zębów i smakował zupełnie jak kawa
parzona w niedzielę przez mamusię i panią Weitgass. Kobiety pozwalały jej zawsze
skosztować trochę fusów.
- Od tego się pięknieje - twierdziła pani Weitgass.
Gabi chciała być taka ładna jak mamusia, poza tym lubiła ten gorzki smak.
Teraz pozwalała, żeby wujek Malsch faszerował ją ciastkami, czekoladą i kwaśnymi
czerwono - białymi cukierkami.
*
Później Achim robił jej za to wyrzuty.
- Jak możesz tak kleić się do obcego, tylko dlatego, że dał ci coś do zjedzenia!
- Nieprawda! - zaprotestowała Gabi, zwieszając się częściowo ze swojego łóżka, żeby
lepiej zobaczyć siedzącego na dole brata. - Ty też jadłeś tę czekoladę i ciastka!
- Ale nie lizałem go za to. Przecież to tylko przyjaciel taty! Gabi wróciła na swoje
miejsce i naciągnęła pled wysoko, aż pod brodę.
- Ma nawet z nim zdjęcie.
Fotografia przedstawiała roześmianego ojca, który jedną rękę opierał na ramieniu pana
Malscha, a drugą machał.
- To było w Egipcie - wyjaśnił Achim. - Malsch trafił tam do niewoli, a tata musiał
jeszcze wrócić do Berlina. I tu zginął.
- Och... - westchnęła Gabi. - Ale i tak uważam, że wujek Malsch jest miły.
*
Przez pierwsze tygodnie wujek Malsch spał na starym tapczanie w kuchni. Pani
Weitgass pozwoliła mu na to, ponieważ podarował jej funt kawy.
- Nie mogę wrócić do Czechosłowacji. Tam jest pełno Rosjan i kto wie, co z tego
jeszcze wyniknie.
Kobieta skinęła głową i westchnęła ciężko.
- Na szczęście tu, w Hamburgu, ich nie ma. Ale, jak to się mówi, siedzą nam na karku.
*
Po kilku tygodniach wujek Malsch kupił na czarnym rynku prawdziwe łóżko, które
trafiło do pokoju mamy. Do kuchni było za duże, poza tym na dłuższą metę nie mógł tam
spać. Babcia Brinkiewska cierpiała na bezsenność i przesiadywała nocami przy kuchennym
stole, oglądając stare fotografie. Zasypiała przy tym na siedząco i głośno chrapała. Mamusia
natomiast nie chrapała.
- Proszę, mówcie do pana Malscha: wujek Anton - poprosiła pewnego razu. - Na
początku zostanie u nas.
*
Achim nie lubił wujka Antona, a ten nie przepadał za Achimem. Oczywiście żaden z
nich nie powiedział tego głośno, ale wujek bez ustanku szydził z chłopca.
- Prawdziwy maminsynek - zarzucał mamie. - Jak można wpinać chłopakowi spinkę
we włosy! Ma dziesięć lat, a wygląda jak dzidziuś! Już ja się za niego zabiorę!
Zaprowadził Achima do fryzjera i kazał ściąć na krótko wspaniałą czuprynę, którą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gdziejesc.keep.pl