Hasselgard - Zemsta, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
RaVmfHasselgard - ZemstaS�o�ce o�wietla�o skaliste szczyty G�r Smoczych, nadaj�c im jeszcze pi�kniejszywygl�d. Wiecznie pokryte �niegiem wierzcho�ki, odbijaj�ce promienie s�oneczne,majestatycznie dominowa�y nad otoczeniem. By�y wielkie, by�y niezdobyte. By�ytak�e siedzib� smok�w, ostatnim miejscem, gdzie stwory te mog�y �y� bezpieczniew swej wsp�lnocie, bez mo�liwo�ci zagro�enia ze strony cz�owieka. Nieraz mo�naby�o zobaczy� jedno z tych pi�knych zwierz�t, po�yskuj�ce jaskrawo na tles�o�ca. Czasem dono�ny pisk, pot�gowany przez echo, rozlega� si� w�r�d ni�szych,zamieszkanych przez ludzi partii G�r Smoczych, przypominaj�c im, �e to nie onirz�dz� na tym terenie. Gady �y�y jednak w odosobnieniu, nigdy nie atakuj�cniedaleko rozmieszczonych miast czy wiosek. Okoliczni mieszka�cy przyzwyczailisi� ju� do ich obecno�ci i nie zwracali na nie wi�kszej uwagi. Jednak widokpi�knego, uskrzydlonego gada, szybuj�cego w oddali, wzbudza� zachwyt w ka�dympodr�nym, w�druj�cym przez g�ry.Lekki wiatr porusza� �d�b�a trawy, rosn�cej przy w�skiej dr�ce, wij�cej si�wzd�u� zbocza. �cie�ka ta znajdowa�a si� po wschodniej stronie ni�szej cz�ciG�ry Egrrina. Wznosi�a si� i opada�a, zygzakowa�a, omija�a co wi�ksze g�azy. Razpo raz przecina� j� niewielki g�rski strumyk.Cisz� zak��ca�a jedynie muzyka �wierszczy, cicha i subtelna, wr�cz idealniepasuj�ca do otoczenia. Kwiaty, rosn�ce przy dr�ce i na �agodniejszych zboczach,zdawa�y si� ko�ysa� w jej takt. Strumyk szumia� cicho, dbaj�c o t�o melodii.Natura �piewa�a.*Zza wzniesienia wy�oni�o si� trzech konnych, jad�cych g�siego w�sk� dr�k�,po�o�on� tu� przy stromym urwisku. Pierwszy by� podstarza�ym, oko�opi��dziesi�cioletnim wojownikiem, kt�rego twarz zdobi�a niezliczona ilo�� blizn,nadaj�c jej przykry wygl�d. Mia� on kr�tkie, czarne w�osy, przemieszane zcienkimi pasemkami siwizny. Nosi� czarny, wytrzyma�y ubi�r wykonany z dobregomateria�u. Za nim jecha� czarnosk�ry, umi�niony m�czyzna. Prezentowa� w�ski,czarny zarost, okalaj�cy usta, oraz b�yszcz�c� w s�o�cu �ysin�. Nie nosi�koszuli, eksponuj�c sw�j muskularny tors. Jego spodnie koloru br�z, uszyte zcienkiego, lekko szeleszcz�cego surowca, przypomina�y dwa obszerne worki.Bacznie wodzi� b��kitnymi oczyma po okolicy. Poch�d zamyka� ponaddwudziestoletni m�odzieniec. Mia� kr�tko przyci�te, br�zowe w�osy, zielone oczyi nieogolon� twarz. Ubrany by� w str�j ze sk�ry, profesjonalnie skrojonej idoskonale wygarbowanej. Po owym stroju z �atwo�ci� mo�na by�o odgadn��, i� jesttraperem.- Daleko jeszcze, Hasselgard? - zwr�ci� si� do m�odzie�ca konny jad�cy na czele.- Nie, ju� nie - pytanie wyrwa�o go z zadumy. Potrz�sn�� g�ow�. - Co jest,Thundax? Widok si� nie podoba?Widok rzeczywi�cie by� pi�kny. Po prawej stronie je�d�c�w, daleko w dole,rozci�ga�a si� wspania�a kraina, pe�na ciemnych, gro�nych las�w, szerokichr�wnin, po�yskuj�cych w s�o�cu jezior. W oddali, na linii widnokr�gu zauwa�y�mogli miasto, po�o�one przy wij�cym si� niczym w�� trakcie i r�wnie falistejrzece. Obok miasta tudzie� niewielkich wsi widzieli wielkie pola uprawne,odznaczaj�ce si� szerokim wachlarzem barw, z kt�rego najpi�kniejszy by� z�oty,czyli kolor po�yskuj�cej w �wietle s�onecznym kukurydzy. Ca�y krajobraz wygl�da�bardzo idyllicznie. Rozpo�ciera� si� on ponad tysi�c metr�w pod nogami trzechpodr�nych, wi�c mogli podziwia� okolic� z bardzo dobrej perspektywy.- Podoba, podoba - odpar� pobli�niony. - Ale d�ugo ju� jedziemy, a na my�l okolejnej nocy na trawie ciarki mnie przechodz�. Za stary ju� jestem na to,Hasselgard. Dawno min�y lata, kiedy mog�em wytrzyma� takie warunki bez pomrukuniezadowolenia. Teraz pi��dziesi�tka mi stukn�a i powinienem w domu siedzie�, anie szlaja� si� po g�rach i polowa� na... czego my w�a�ciwie szukamy?- Mantikory - odpar� traper. - Skleroza to smutna rzecz. I nie zrz�d� jak starababa, bo to do ciebie nie pasuje. Pami�taj, �e nie zmusza�em ci�, by� ze mn�wyruszy�, sam to zaproponowa�e�. Teraz musisz wypi� piwo, kt�rego sobienawarzy�e�.- Tak, w porywie m�odzie�czej g�upoty zgodzi�em si� na t� wypraw�. Ale nie m�w,�e mnie nie namawia�e�, bo pami�tam co� innego. I chyba nie my�lisz, �e samda�by� sobie rad� z mantikor�. - Prychn�� g�o�no, ale bez �ladu pogardy.- No, mo�e lekko wp�yn��em na twoj� decyzj� - zgodzi� si� m�odzieniec.- My�l�, �e te kilka butelek wina te� mia�o niewielkie znaczenie - w��czy� si�do dyskusji czarnosk�ry. - Ja na przyk�ad by�em tak pijany, �e zgodzi�bym si�samemu stan�� naprzeciw dziesi�ciu behemotom.Thundax si� za�mia�. - Tak, chyba masz racj�, Mobanga. Dawno min�y czasy, kiedykilka butelczyn trunku nie robi�o na mnie wi�kszego wra�enia. Oj, stary ju�jestem, stary.Tym razem za�mia� si� Hasselgard.- A ty czego r�ysz? - zaperzy� si� staruszek. - Mo�e nie jestem ju� najm�odszy,ale gdybym tylko zechcia�, skopa�bym ci rzy�, �e a� mi�o! - Dla ukazania�atwo�ci, z jak� by to zrobi�, pstrykn�� palcem.- Nie w�tpi�, dziadku - odpowiedzia� traper. Obaj z czarnosk�rym wybuchli�miechem.- Ach, ta dzisiejsza m�odzie� - stwierdzi� kr�c�c g�ow� Thundax, przy��czaj�csi� do spot�gowanego przez ostatnie zdanie rechotu.Gdy si� wreszcie uciszyli, Hasselgard wr�ci� do swych my�li. Przypomnia� sobiem�odziutkiego, najwy�ej szesnastoletniego ch�opca, na kt�rego natkn�� si� wprzydro�nej karczmie, niedaleko Pandortu. �w powiedzia�, �e wys�a� go panReinold, przyjaciel Hasselgarda jeszcze z czas�w dziecinnych, a teraz so�tysniewielkiej wsi, po�o�onej na �agodnym zboczu G�ry Egrrina. Zadaniem ch�opakaby�o znalezienie kogo�, kto uwolni�by sio�o od potwora, kt�ry si� tam pojawi� ij�� zabija� mieszka�c�w. Wed�ug ch�opca, zacz�o si� to dwa tygodnie wcze�niej.Przewidziana by�a tak�e nagroda, aczkolwiek niewielka. Traper nie przypuszcza�,by znalaz�o si� wielu �mia�k�w, ch�tnych do walki z mordercz� besti�, jak�niew�tpliwie by�a mantikora, za tak marne wynagrodzenie. Na pytanie, czy kto�,jak do tej pory, zainteresowa� si� wiadomo�ci�, ch�opak odpar�, �e tylko jedendziwnie wygl�daj�cy m�czyzna. Hasselgard nie wypytywa� o szczeg�y, ale mia�swoje przypuszczenia. M�g� to by� bestiob�j, kt�ry z pewno�ci� za�egna�byproblem, pozbawiaj�c przy tym trapera mo�liwo�ci zarobku. M�g� to by�r�wnocze�nie ktokolwiek inny, nie maj�cy zamiaru wyruszy� na stwora, zbyt d�ugooci�gaj�cy si� z wyruszeniem lub zbyt s�aby, by prze�y� pojedynek. Niezale�nieod tego, nic nie sta�o na przeszkodzie odwiedzeniu starego znajomego.To, �e us�ysza� o ca�ej historii i zarazem o swoim przyjacielu z dzieci�stwa,by�o czystym przypadkiem. Ale, korzystaj�c z okazji, traper postanowi� od�wie�y�star� znajomo�� i ewentualnie zarobi� za jednym zamachem. �wiadom, �e sam nieporadzi sobie z tak trudnym przeciwnikiem jak mantikora, uda� si� do Pandortu,gdzie mieszka� jego dobry przyjaciel, Thundax. Mimo i� by� to ju� podstarza�ycz�owiek, utrzymywa� si� w dobrej formie, a jego warto�� podwy�sza�odo�wiadczenie i ograniczona, ale przydatna znajomo�� magii. Tak si� z�o�y�o, �eThundax w�a�nie go�ci� w swym domu Mobang�, kt�rego Hasselgard wcze�niej niezna�. Gdy traper przy obfitej kolacji i sporej dawce alkoholu przedstawi�przyjacielowi spraw�, ten nie waha� si� d�ugo. Niby uzyska� w mie�cie wysok�pozycj� i spory maj�tek, mia� znaczne wp�ywy w wielu interesach, udziela� si�troch� w polityce i wsp�pracowa� ze szlacht� i arystokracj�, a po�redniodoradza� nawet kr�lowi, ale wci�� poci�ga�o go �ycie wojownika-w��czykija, kt�rewi�d� w czasach swej m�odo�ci. W ten spos�b zgromadzi� wiele d�br i sta� si�bogaty, co umo�liwi�o mu drog� do dalszych sukces�w. Mobanga z kolei, po wypiciutego� wieczoru za du�ej, jak na swoje mo�liwo�ci, ilo�ci wytrawnego wina zpiwnic Thundaxa, zdecydowanie zg�osi� ch�� udzia�u w tym przedsi�wzi�ciu,jakiekolwiek by ono nie by�o, po czym zwymiotowa� i zasn��.Wyruszyli nast�pnego dnia w po�udnie, zakupiwszy wcze�niej prowiant i zabrawszybro� oraz niezb�dny ekwipunek.Jedyn� rzecz�, jak zdawa� si� mie� w posiadaniu Mobanga, by� szeroki, mocnozakrzywiony miecz. By� niezwykle ostry i �wietnie wywa�ony. Mia� masywn�r�koje��, wysadzan� czerwonymi klejnotami. Czarnosk�ry by� do tej broni bardzoprzywi�zany. Z dum� w g�osie m�wi�, �e by�a to jedyna rzecz, kt�r� zabra� zeswego domu w Madombii, kiedy opuszcza� rodzinne strony, aby wyruszy� w �wiat wcelu poszukiwania przyg�d.Z Thundaxem sprawy mia�y si� zupe�nie inaczej. D�ugo nie m�g� si� zdecydowa�,kt�ry or� zabra� ze swej imponuj�cej zbrojowni (gdzie, jak twierdzi�,znajdowa�y si� jedynie bronie zdobyte na pokonanych przeciwnikach, znalezione wkryptach i podobnych miejscach lub ukradzione z najpilniej strze�onych fort�w).W ko�cu wybra� dwa miecze, tyle� no�y i dmuchawk�. Pierwszy z mieczy by� bardzodobrze wywa�ony, a jego ostrze l�ni�o nienaturalnie, zdradzaj�c ukryt� w nimmagi�. U nasady brzeszczotu, tu� przy r�koje�ci, znajdowa�o si� owalne wyci�cied�ugo�ci i grubo�ci kciuka. Dzi�ki niemu przy ka�dym ci�ciu or� zdawa� si��piewa�. W rzeczywisto�ci powietrze, przelatuj�ce przez dziur�, wywo�ywa�owysoki gwizd. Ca�y efekt pot�gowa�a magia.Drugi miecz by� niemal�e doskona�y. R�koje��, wytopiona z br�zu, pokryta sk�r�nieznanego zwierz�cia, by�a tak utworzona, by dopasowa� si� do ka�dej d�oni.Ostra jak brzytwa klinga, szeroka u nasady, zw�a�a si� wraz z oddalaniem oduchwytu. Zrobiona by�a ze stopu rzadkiego i niezwykle lekkiego metalu orazsrebra. Ca�o�� by�a bardzo wytrzyma�a. Ostrze broni, od r�koje�ci do po�owy swejd�ugo�ci, pokryte by�o runami, kt�rych znaczenia Thundax nigdy nie pozna� i niechcia� poznawa�. W mieczu drzema�a ukryta moc, kt�ra jeszcze nie zosta�awyzwolona. Or� by� niew�tpliwie dzie�em krasnolud�w z G�r Huungward, o czym�wiadczy� �w wyj�tkowy metal, kt�rego wy...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]