Henningsen Kristine Storli - W cieniu wielkich drzew((1), E-BOOK Wydawnictwa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Dla mojej przyjaciółki Kamili.IMała istota, widoczna na monitorze ultrasonografu, przypominała cukierkowego ludzikaz przerośniętą głową. Poruszała mikroskopijnymi rękami i nogami, głowę miała pochyloną.Kobieta wpatrywała się w nią, nie mając się jak obronić, od aparatu oddzielało ją tylkopowietrze. Lekarka nieustannie poruszała głowicą, wsuniętą pomiędzy nogi pacjentki, oglądającpłód ze wszystkich możliwych stron. W pewnym momencie przypominał trochę kaczkę. Reginejęknęła.– Przepraszam, muszę to zrobić – odezwała się lekarka. – Zewnętrzne USG stosujemydopiero w bardziej zaawansowanej ciąży, bo teraz niewiele da się na nim zobaczyć.Dopiero w bardziej zaawansowanej ciąży, pomyślała, wciąż wpatrując się w małą istotęna ekranie. Rysów twarzy nie dało się rozpoznać, ale dziecko poruszało się nieustannie, silnei żywe, chociaż ona nie czuła żadnego ruchu.– W porządku – odparła.Nie była to do końca prawda. Co prawda ból zelżał, jakby zaczynało działać znieczulenie.Ale istota na monitorze pozostała na siatkówce oka, nie była już zbitką komórek; wiedziała, żenie zdoła pozbyć się tego obrazu spod powiek.– Myślę, że na tym skończymy – powiedziała lekarka.Po naciśnięciu przycisku ekran zrobił się czarny, a ludzik zniknął. Regine leżała przezchwilę bez słowa. Potem podniosła się i ruszyła za parawan, podniosła z podłogi majtki. Ten ruchspowodował lekkie nudności, jak wtedy, gdy próbuje się dyskretnie ubrać u mężczyzny pogorącym wieczorze na mieście. A może to ciąża powoduje mdłości? Nie czuła się źle ani przezjeden dzień; jedyną oznaką, jaką zauważyła do tej pory, były obolałe sutki. Gdyby nie dwiekreseczki na teście, a zrobiła dwa, jeden po drugim, nawet by nie podejrzewała ciąży.Ubrała się do końca, cicho i pospiesznie, i podeszła do biurka lekarki, która wyjęłatekturowe kółeczko i coś na nim oglądała.– Z rozmiarów płodu mogę wywnioskować, że jest pani mniej więcej w dziesiątymtygodniu – rzekła, nie odrywając wzroku od papieru.Regine skinęła głową. Lekarka odłożyła kółko, splotła dłonie na blacie biurka i zapytała:– Czy zdecydowała już pani, co dalej?Lekarka była po czterdziestce. Miała długie, jasne, proste włosy i niebieskie oczy o niecoostrym wyrazie, i wąskie okulary w czerwonych oprawkach.– Tak. To znaczy nie. To znaczy... nie jestem pewna.Lekarka przez chwilę wpatrywała się w nią badawczo. Potem powiedziała:– Aborcja może zostać przeprowadzona do dwunastego tygodnia. Jeśli zechce panidokonać zabiegu później, będzie pani musiała stanąć przed komisją lekarską. Ale im bardziejzaawansowana ciąża, tym lepsze musi być uzasadnienie aborcji, jeśli płód zdolny będzie doprzeżycia. Naprawdę radziłabym pani podjąć decyzję w ciągu czternastu dni.Regine wbiła wzrok w swoje dłonie. Mocno ścisnęła kciuki, które poczerwieniały i nagleprzypominały jej kreski na teście ciążowym.– Rozumiem – powiedziała.– Dobrze byłoby wyznaczyć termin zabiegu, tak dla pewności – dodała lekarka. – Jeślibędzie pani zwlekać z decyzją, a ciąża trwa już przecież od jakiegoś czasu, mało prawdopodobne,że dostanie pani termin od razu.Regine skinęła głową.– W takim razie wkrótce otrzyma pani list – powiedziała lekarka i skinęła głową na znak,że wizyta skończona.Gdy Regine podniosła się, ciało wydało jej się rozedrgane i dziwne, prawie jakby nic nieważyła. Gdy doszła do drzwi, odwróciła się. Ma pani dzieci? – chciała spytać. Ale wtedyzauważyła stojące na biurku zdjęcie. Trzy dziewczynki, mała stojąca pomiędzy dwiemastarszymi, a wszystkie miały długie, jasne włosy swojej matki.*– Cieszę się, że ty się cieszysz! Taki jest nasz zawód, wiesz? Reżyserujemy cudze życie.Frederick uśmiechnął się do Karla Henrika, wypowiadając te słowa.Ale klient tego nie widzi, pomyślał Karl Henrik. Klient słyszy tylko głos Fredericka.Lekkie ukłucie w sercu trochę go zaskoczyło. Taki sposób pracy zawsze im przecież odpowiadał.On pisał dialogi, a Frederick rozmawiał z klientami. A jednak, pomyślał, Frederick mógłbyczęściej o nim wspominać.– Mamytegoklienta – powiedział Frederick i rzucił komórkę na stół. – Był cholerniezadowolony z tego, co napisałeś. Nie, żebym spodziewał się czegoś innego. Ty i ja, Abel, toprawdziwy dream team!Frederick zdjął nogi z blatu i opuścił je na podłogę. Miał czarne buty z ostrymi noskami,ozdobione nietypowym wzorkiem, które uderzyły teraz o ziemię z głośnym stuknięciem.Frederick pochylił się, wyciągnął dłoń do Karla Henrika i spojrzał na niego z przebiegłymuśmieszkiem. Karl Henrik zawahał się. Po chwili podniósł rękę i uderzył nią w dłoń Fredericka.Nie rozległo się klaśnięcie, tylko lekki plask. Nigdy nie był dobry w przybijaniu piątki. Nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]