Haydon Elizabeth - Symfonia wieków 05 - Elegia na utraconą gwiazdę, e-book, H

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Elizabeth Haydon
Elegia na utraconÄ… gwiazdÄ™
Przebudzenie
Rozdział pierwszy
YLORC
Gdy eksplodował szczyt Gurgus, fundamentami ziemi wstrząsnęły potężne
wibracje.
Na powierzchni rumowisko po wybuchu rozciągało się na mile, od dużych
głazów u podnóża góry po drobny piasek na odległych stepach. Pod warstwą pyłu
błyszczały w słońcu, niczym roztrzaskana tęcza, odłamki kolorowego szkła, które
jeszcze niedawno były oknami osadzonymi w wydrążonym wierzchołku.
Mały oddział firboldzkich żołnierzy poczuł dudnienie pod stopami, choć
znajdował się kilka mil na wschód od Gurgus. Minęła dłuższa chwila, zanim kurz
opadł na dno tunelu. Dopiero wtedy Krarn wypuścił powietrze z płuc. Reszta
patrolu też otrząsnęła się z zaskoczenia i wróciła do swoich obowiązków.
Sierżant-major obdarłby ich żywcem ze skóry, gdyby z powodu niewielkiego
trzęsienia ziemi nie dokończyli obchodu. Kilka dni później dotarli do najdalszego
krańca patrolowanej przez siebie części systemu tuneli i niechętnie wyszli na świat
pod bezchmurnym niebem.
Gdy Krarn stanął nad przypominającymi krater ruinami Zgromadzenia, powitało
go jedynie wycie wiatru. Odwieczne miejsce zebrań było teraz czarne od popiołów
i podobno nawiedzane przez duchy. Nikt nie mieszkał na skalistym pogórzu, które
ciągnęło się aż do stepów i dalej do równiny Krevensfield.
Sprawdziwszy teren, żołnierze stanęli za nim w milczeniu. Krarn już miał wydać
rozkaz powrotu do tuneli, kiedy nagle włoski zjeżyły mu się na karku.
Same wstrząsy były prawie niewyczuwalne, ale Krarn zauważył lekkie drżenie
skąpej roślinności porastającej suchą okolicę, niewiele większe od poruszenia,
które mógłby wywołać silny wiatr. Wiedział jednak, że to nie wicher je
spowodował. Źródło zakłóceń znajdowało się pod ziemią.
Krarn cicho rozkazał żołnierzom ustawić się w szyku bojowym, a sam powiódł
wzrokiem wokół siebie w poszukiwaniu innych znaków. Po kilku minutach ziemia
się uspokoiła. Tylko wiatr szeptał w wysokich trawach.
- Wstrząsy wtórne — mruknął dowódca patrolu.
Skinąwszy głową na swoich ludzi, ruszył z powrotem do tuneli. I w ten sposób
stracił szansę usłyszenia dźwięku ostrzegającego przed tym, co miało nadejść.
W miarę jak mijały dni, wstrząsy stawały się coraz silniejsze.
Powierzchnia Zgromadzenia, spieczona przez letnie słońce na twardą skorupę,
zaczęła tu i ówdzie pękać. Rysy stopniowo powiększały się niczym pajęczy wzór na
lustrze, które spadło na podłogę, ale się nie roztrzaskało.
Potem z wąskich szczelin zaczęły złowieszczo wydobywać się obłoczki
cuchnÄ…cego dymu.
W dzień trudno byłoby je dostrzec, gdyby w pobliżu znajdowały się czyjeś oczy.
W nocy mieszały się z gorącym oparem, unoszącym się z gruntu. Schwytane
przez wiatr, szybowały w górę, a tam łączyły się z nisko wiszącymi chmurami.
W końcu nastąpiła erupcja.
Przez kulę ziemską przetoczyły się fale, jak na morzu, z każdą chwilą większe i
potężniejsze. Podziemne warstwy przesunęły się gwałtownie, w niektórych
miejscach grunt się uniósł.
Potem nagle zapadł się i rozstąpił.
Drżenie pod powierzchnią przybrało na sile. Zaczęło się poza Ylorc, ale
przemieszczało się szybko, zmierzając na północ.
Zdecydowanie na północ, w stronę Hintervoldu, krainy lodu. Wzdłuż
wschodniej części pasma górskiego, potem na zachód przez równiny. Ruch
wewnątrz ziemi był tak silny, że powodował wstrząsy wtórne, wyrywał drzewa z
korzeniami, żłobił szczeliny w stokach łagodnych wzgórz, budził dzieci wpromieniu
wielu mil.
Matki tuliły je i uspokajały.
„To nic, skarbie", powtarzały w swoich językach. „Ziemia czasami się trzęsie, ale
niedługo przestanie. Widzisz? Już po wszystkim. Nie ma się czego bać".
I rzeczywiście.
Dzieci o błyszczących w ciemności oczach opierały główki na ramionach matek.
Wyczuwały, że to nie było zwykłe drżenie skorupy ziemskiej spowodowane
ruchami w jej wnętrzu. Gdyby ktoś wytężył uwagę, mógłby usłyszeć dobiegającą z
głębin odpowiedź.
Z dużo większych głębin.
Jakby sama ziemia nasłuchiwała.
Zamknięta w skalnym grobowcu smoczyca poczuła wstrząsy, które nastąpiły po
eksplozji górskiego szczytu.
Bodźce okazały się na tyle silne, że podrażniły jej podświadomość, pozostającą
w stanie hibernacji od chwili uwięzienia w grobie ze stopionych skał
Zgromadzenia.
Pierwszą reakcją były mdłości. Smoczyca walczyła z nimi półprzytomnie,
usiłując znowu pogrążyć się w nicości podobnej do śmierci. Gdy sen zapomnienia
nie wracał, ogarnął ją niepokój, spotęgowany tym, że znajdowała się w obcym
ciele.
Dezorientacja i lęk wkrótce przerodziły się w strach, a potem w przerażenie.
Dreszcze, które przebiegły po jej skórze, poruszyły ziemię wokół grobowca. Gdy
fale lekkich wstrząsów dotarły na powierzchnię i odbiły się od niej, smoczyca
niewyraźnie wyczuła obecność ludzi, ale była zbyt oszołomiona, żeby rozpoznać w
nich Firbolgów, strażników, którzy przybyli z górskiego królestwa Ylorc, żeby
zbadać przyczynę drgań.
Kiedy odeszli, jeszcze bardziej zdezorientowana smoczyca ostrożnie
spróbowała przewrócić się na drugi bok. Nie miała dostatecznej kontroli nad
umysłem, żeby wykonywać skomplikowane ruchy, jej oddech był płytki, ledwo
wyczuwalny.
Ziemia, żywioł z którego wywodził się jej gatunek, napierała na nią, wyciskała z
niej powietrze, a otępiały mózg odbierał to jako duszenie.
Przez nieskończenie długi czas tkwiła w szponach przerażenia, aż wreszcie w
chaosie myśli i niejasnych doznań zabłysła latarnia, czyste jasne światło smoczej
mądrości. Krążąca w rzekach jej starożytnej krwi, równie stara jak ona sama, broń i
zarazem przekleństwo całego życia, zaczęła się budzić, otrząsać z oszołomienia,
tłumić panikę, komórka po komórce, nerw po nerwie. Świadomość wracała w
krótkich przebłyskach, jakby fragmenty ogromnej łamigłówki trafiały na swoje
miejsce albo jakby powoli wyostrzał się obraz.
I wraz z jasnością umysłu przyszedł spokój.
Smoczyca nakazała sobie oddychać swobodniej, i tak się stało.
Jeszcze nie przywykła do nowej postaci. W swej świadomości, nie do końca
przebudzonej, była kobietą, a nie wężową bestią, dlatego zaskoczyły ją własne
rozmiary i ciężar, brak rąk i nóg. Dezorientację pogłębiał brak powiązania między
umysłem, ciałem i pamięcią, zupełnie jakby na ciemnej scenie na razie nie pojawili
się aktorzy. Jedyne, co potrafiła sobie przypomnieć, to wrażenie nieskończonego
spadania w ogień, który zaatakował ją z góry, a kiedy runęła w dół, już tam na nią
czekał.
Gorąco, pomyślała zamroczona. Parzy. Ja płonę.
W rzeczywistości płomień, który buchnął na nią z nieba, zgasł ponad trzy lata
temu. Zostały po nim dymiące popioły, które grubą warstwą pokryły jej grób, a
potem stwardniały na kamień.
Walcząc z oszołomieniem, smoczyca oddychała coraz głębiej i czekała, aż jej
świadomość zapanuje nad chaosem. Pozostawała bez ruchu przez kolejne dni,
odmierzając czas według ciepła, które wyczuwała przez ziemię, kiedy słońce
świeciło wysoko nad jej grobem, i chłodu nocy. Ten ostatni nie trwał długo,
wkrótce znowu robiło się gorąco.
Jest koniec lata, doszła do wniosku smoczyca. Na razie była to jej jedyna
świadoma myśl.
Do chwili, kiedy na mrocznej scenie ukazał się raptem całkiem nowy obraz.
Śnieżnobiała, lodowa kraina poszarpanych szczytów i niekończącej się zimy. W
ciasnym grobowcu ożyło wspomnienie jej rozległości. Smoczyca przypomniała
sobie, jak patrzyła w nocne niebo usiane zimnymi gwiazdami, w ludzkiej postaci,
którą nadal zamieszkiwała we własnej świadomości, drobnej i kruchej pośród
ogromu ośnieżonych gór.
W jej umyśle uformowało się jedno słowo.
Dom.
Wraz z tym słowem wróciła wola.
W miarę jak łamigłówka się zapełniała i obraz stawał coraz wyraźniejszy,
smocza świadomość zaczęła rozróżniać strony świata, nawet pod ziemią. Z każdym
oddechem smoczyca obracała się o parę cali, aż po nieskończenie długim czasie
poczuła, że leży zwrócona ku północnemu zachodowi. Z odległości wielu mil
wzywała ją jej twierdza, ale szczegóły nadał były zamazane.
Nie miało to jednak znaczenia.
Gdy już odnalazła właściwy kierunek, ruszyła przed siebie, pełznąc we wnętrzu
ziemi, ciągnąc ciało, które nie reagowało tak, jak się spodziewała, bo nadal
uważała siebie za człowieka. Uparcie, z determinacją posuwała się naprzód, powoli
nabierając prędkości. Wreszcie ziemia wokół niej zaczęła się ochładzać - to był
znak, że dom jest blisko. Wtedy smoczyca zebrała siły i przedarła się przez warstwę
wiecznej zmarzliny, wydostajÄ…c siÄ™ na powierzchniÄ™ w fontannie skruszonego lodu.
Potem opadła ciężko na twardą, białą skorupę śniegu. Oddychała płytko i szybko,
nie zważając na ukłucia zimna.
Długo leżała bez ruchu pod bezkresnym wygwieżdżonym niebem, odzyskując
wspomnienia i przywiązanie do krainy, z której została wypędzona, do miejsca
gdzie dawno temu urządziła sobie kryjówkę.
Wdychała lodowaty wiatr, żeby oczyścić sczerniałe płuca i umysł, odzyskać
smoczą świadomość.
Wraz ze zdolnością rozumowania i pamięcią wracało coś jeszcze. Z początku
niejasne, z każdą chwilą nabierało intensywności, płonęło coraz silniejszym żarem.
Pragnienie zemsty.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gdziejesc.keep.pl