Harlan Coben - Najczarniejszy strach, książka

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->HARLAN COBENNAJCZARNIEJSZY STRACHDARKEST FEARZ angielskiego przełożył ANDRZEJ GRABOWSKIWydanie polskie: 2004Wydanie oryginalne: 2000Kiedy ojciec daje synowi, obaj się śmieją.Kiedy syn daje ojcu, obaj płaczą.Przysłowie żydowskieTę książkę dedykuję Twojemu ojcu.I mojemu.- Czego się boisz najbardziej? - szepcze głos. - Zamknij oczy i wyobraź sobie najczarniejszystrach. Widzisz? Czujesz? Najgorszą udręką dostępną wyobraźni?- Tak - mówię po dłuższym milczeniu.- Dobrze. A teraz wyobraź sobie coś gorszego, coś znacznie, znacznie gorszego...Z artykułu Stana GibbsaPrzerażony umysł,„New York Herald” z 16 stycznia1Godzinę wcześniej, nim jego świat rozpękł się niczym dojrzały pomidor pod obcasem szpilki,Myron ugryzł świeży pasztecik o smaku podejrzanie zbliżonym do kostki zapachowej z pisuaru.- No i? - spytała matka.Po pyrrusowym zwycięstwie nad własnym gardłem zdołał przełknąć kęs.- Niczego sobie - odparł.Pokręciła głową z dezaprobatą.- O co chodzi?- Że też ja, prawniczka, nie nauczyłam cię lepiej łgać.- Starałaś się, jak mogłaś.Wzruszyła ramionami i machnęła ręką na „pasztecik”.- Piekłam pierwszy raz w życiu,bube.Powiedz prawdę.- Smakuje jak kostka pisuarowa.- Jak co?- Kostka z męskiej toalety. Z pisuaru. Wkładają je tam, żeby pachniały.- I ty je jesz?- Nie...- Czy to dlatego twój ojciec spędza tyle czasu w toalecie? Chrupie kostki? A ja myślałam, żedokucza mu prostata.- Żartowałem, mamo.Uśmiechnęła się niebieskimi oczami ze śladami czerwieni, której nie usuwają krople do oczu,czerwieni, której nabywa się, często gęsto płacząc. Zwykle miała dystans do swojej roli.Popłakiwanie nie było w jej stylu.- Ja też, filucie. Myślisz, że ty jeden w tej rodzinie masz poczucie humoru?Myron nie odpowiedział. Spojrzał na „pasztecik”. Przez ponad trzydzieści lat, odkąd tumieszkała, matka niczego nie upiekła - ani według przepisów, ani z głowy, ani nawet z ciast wproszku w rodzaju porannych rogalików firmy Pillsbury. Bez dokładnej instrukcji nie potrafiłabynawet zagotować wody i nie skalała się gotowaniem, za to błyskawicznie wkładała do mikrofalówkipodłą mrożoną pizzę, tańcząc palcami po programatorze tak żwawo jak Nurejew w Lincoln Center.Kuchnia w domu Bolitarów była głównie miejscem spotkań - rodzinną świetlicą, jak kto woli - anie przybytkiem sztuki kulinarnej. Okrągły stół okupowała zastawa z czasopism, katalogów itekturowych białych pojemników po chińskim jedzeniu na wynos. Na kuchence działo się mniej niżw filmach spółki Merchant-Ivory. A piekarnik był rekwizytem wyłącznie na pokaz jak Biblia nabiurku polityka.Stało się coś niedobrego.W dużym pokoju, gdzie siedzieli - z pokrytą imitacją skóry białą, wysłużoną, składaną kanapą iturkusowym dywanem, kudłatym jak pokrowiec na deskę klozetową - Myron poczuł się niczymdorosły Greg Brady. Raz po raz zerkał przez okno na zatkniętą przed domem tablicę „Na sprzedaż”jakby to był statek kosmiczny, z którego zaraz wyjdzie jakiś obcy złowrogi stwór.- Gdzie tata? - spytał.Matka skinęła z rezygnacją ręką w stronę drzwi.- Jest w piwnicy.- W moim pokoju?- W twoim dawnym pokoju. Wyprowadziłeś się, pamiętasz?Rzeczywiście się wyprowadził, jako trzydziestoczteroletni nieopierzony młokos. Pediatrzy ipsychologowie dziecięcy śliniliby się na taką gratkę i pogwizdywali z dezaprobatą, że marnotrawnysyn tak długo nie opuszcza bezpiecznego kokonu rodzinnego, choć dawno temu powinien zmienićsię w motyla. Ale Myron miał na to kontrargumenty. Mógł powołać się na kultywowaną wwiększości kultur tradycję zamieszkiwania dzieci pod jednym dachem z rodzicami i dziadkami ipostawić tezę, iż w dobie rozpadu więzi rodzinnych taka filozofia pomogłaby ludziom zakorzenićsię, a tym samym przyczynić do rozkwitu społeczeństwa. Gdyby takie rozumowanie kogoś nieprzekonało, mógł dostarczyć innych. Miał ich milion.Ale prawda była znacznie prostsza; lubił przebywać z mamą i tatą w domku na przedmieściach,nawet jeśli przyznanie się do takiej słabości było równie modne, jak słuchanie ośmiościeżkowychnagrań Air Supply.- Co się dzieje? - spytał.- Ojciec nie wie, że przyjechałeś. Spodziewa się ciebie za godzinę.Zaskoczony Myron skinął głową.- A co on robi w piwnicy?- Kupił sobie komputer. I tam się nim bawi.- Tata?- Sam widzisz. Z człowieka, który bez instrukcji nie potrafi wkręcić żarówki, zamienia sięraptem w Billa Gatesa. Cały czas siedzi w interesie.- W Internecie, mamo.- W czym?- To się nazywa Internet.- Myślałam, że interes. Kupno, sprzedaż, te rzeczy.- Nie, Internet. Inaczej sieć.Ellen Bolitar strzeliła palcami.- O właśnie! Tak czy siak twój ojciec siedzi tam na okrągło i zakłada sieć czy co tam.Rozmawia z różnymi ludźmi. Tak twierdzi. Z zupełnie nieznanymi. Jak kiedyś przezkrótkofalówkę, pamiętasz?Myron pamiętał. Połowa lat siedemdziesiątych. Żydowscy tatusiowie z przedmieść ostrzegalisię w drodze do delikatesów przed drogówką. Kawalkada cadillaców seville. „Przyjąłem, dzięki,kolego!”.- To nie wszystko - ciągnęła. - Pisze pamiętniki. Człowiek, który bez pomocy podręcznika dostylistyki nie robi listy zakupów w spożywczym, raptem spisuje memuary jak jakiś wiceprezydent.Sprzedawali dom. Myron wciąż nie mógł w to uwierzyć. Błądząc spojrzeniem po znanym napamięć otoczeniu, zatrzymał wzrok na fotografiach biegnących wzdłuż schodów. Dokumenowały [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gdziejesc.keep.pl